Stefan
Górski
Stefan Górski , znany
przed laty tenisista stołowy b. chętnie wspomina swoją przygodę ze
sportem. Nie pozostały z tego okresu żadne pamiątki, jedynie
wspomnienia.
"Urodziłem się w
Michałowie, gdy miałem 4 lata rodzice przenieśli się do Supraśla. W
wieku 13 lat trafiłem do Domu Kultury, gdzie oprócz gier w szachy i
warcaby można było również grać w pingponga. Bardzo mi się ta gra
podobała, wkrótce wśród równolatków nie miałem godnego przeciwnika.
Kiedyś do wspólnej gry zaprosił mnie starszy kuzyn, grało mi się
coraz lepiej i chcieli ze mną grywać inni starsi przeciwnicy.
Przyznam, że z tego powodu czułem satysfakcję. Po pewnym czasie
Salezjanie zorganizowali dla młodzieży, którą się opiekowali sekcję
pingpongową. Było to wiosną 1938 roku. Graliśmy wtedy rakietkami
wykonanymi przez siebie. Do rakietek ze sklejki przyklejaliśmy
papier ścierny, by piłce nadawać większą rotację. Później w
Białymstoku kupiliśmy tzw. " świńską skórę" stosowaną na podeszwy do
butów i oklejaliśmy ją rakietki. Wiosną 1939 r. Salezjanie zawieźli
mnie i mego kolegę do organizacji "Sokół" w Białymstoku na rozgrywki
indywidualne w tenisie. Niespodziewanie dla wszystkich zająłem 2.
miejsce. Kibicom bardzo się podobało jak mały brzdąc rozprawia się
ze starszymi i wyższymi przeciwnikami. Przysporzyło mi to dużo
sympatii wśród widowni. Na tych zawodach poznałem b. dobrego
tenisistę, starszego ode mnie Franka Maślińskiego, przyszłego,
odwiecznego rywala.
Po wojnie rozpocząłem
naukę w Liceum Pedagogicznym w Białymstoku. Pewnego razu na ulicy
spotkałem Franka Maślińskiego i umówiliśmy się na wspólne treningi.
Rozgrywaliśmy ze sobą mecze w bardzo prymitywnych warunkach.
Pośrodku 4 szkolnych stolików zawieszaliśmy szalik. Przy zbijaniu
piłka nieraz trafiała w otwór kałamarza i nagłe zmieniała kierunek
co utrudniało nam grę. Z czasem trafiłem z Frankiem do klubu Ogniwo,
zacząłem odnosić pierwsze sukcesy, o których można było przeczytać w
prasie. Gdy dyrektor dowiedział się o moich osiągnięciach,
zobowiązał mnie do zamówienia na konto szkoły dwóch stołów. Stoły
postawiono na korytarzu, wkrótce pingpong stał się zmorą dla
nauczycieli, gdy podczas lekcji docierał do sali odgłos odbijanych
piłek.
Będąc w ostatniej klasie liceum, poznałem w szkole swoją przyszłą
żonę Marię z domu Bednarek. Przyjechała z rodziną do Hajnówki z
centralnej Polski. Rodzice otrzymali mieszkanie; ojciec pracował
jako organista w Białowieży, a siostra była pracownicą Składnicy
Kolejek Leśnych, którą kierował Pan Aleksy Zin. A. Zin był zapalonym
sportowcem i działaczem sportowym. Kiedy dowiedział się, że siostra
jego pracownicy ma narzeczonego pingpongistę, postanowił mnie
ściągnąć do nowo utworzonej sekcji tenisa stołowego. Robił to
planowo, etapami. Najpierw zorganizował w Hajnówce mecz pokazowy z
moją drużyną Ogniwem. Oprócz mnie grali bracia Franek i Janusz
Maślińscy. Janusz Maśliński był działaczem i wystąpił w zastępstwie
chorego zawodnika, i to on był tym jedynym, który oddał hajnowskiej
drużynie punkt. Wygraliśmy bowiem 9:1. Po meczu A. Zin dał do
zrozumienia, że chętnie widziałby mnie w Hajnówce. Nie miałem nic
przeciwko temu, działaczom klubowym nie zależało na zatrzymaniu mnie
w Białymstoku, ja zaś otrzymałem po zakończeniu szkoły nakaz pracy
we wsi Sadłowina w powiecie Suwalskim. Ze wsi było 22 km do Suwałk i
10 km do Olecka. W pobliżu przebiegała dawna granica między Prusami
i Polską. Nie miałem gdzie grać w pingponga, nie startowałem w
mistrzostwach województwa.
Trafiła się jednak okazja do gry. Otóż w jednostce wojskowej w
Białymstoku założono drużynę tenisową, z którą pokazowy mecz miało
rozegrać Ogniwo.
Przypomniano wtedy o mnie. Do Kuratorium w Suwałkach wysłano prośbę
o zwolnienie mnie na mecz. Wystąpiłem w meczu lecz brak treningu
spowodował, że w swoim pierwszym występie przegrałem zdecydowanie
pierwszy set i już przeciwnicy zaczęli marzyć o zwycięstwie w całym
meczu. Tymczasem z każdą piłką grało mi się coraz lepiej i
ostatecznie wygrałem wszystkie pojedynki pozbawiając przeciwników
złudzeń o zwycięstwie. Wszystkie pojedynki wygrał również Franek
Maśliński. W Hajnówce Aleksy Zin myślał, jak przenieść mnie do
Hajnówki. Dzięki rozlicznym znajomościom dowiedział się, że w
Bielsku Podlaskim pracuje nauczyciel z Suwałk. Doprowadził do tego
że przeniósł się on do Sadłowiny, a ja 1.09.1949 r. rozpocząłem
pracę w Hajnówce.
W 1949 r. utworzono w Białymstoku Białostocki Okręgowy Związek
Tenisa Stołowego, który zorganizował eliminacje do mistrzostw
województwa. Zgłosiło się 9 drużyn z Białegostoku i 5 z terenu, w
tym i Żubr-Unia Hajnówka. W naszej grupie występowały 2 drużyny. Z
Ogniwem-Województwo wygraliśmy u siebie 6:3 i przegraliśmy na
wyjeździe 4:5. Ogniwo-Hutę pokonaliśmy u siebie aż 8:1 i
awansowaliśmy do rozgrywek finałowych w następnym sezonie obok
Spójni, Gwardii, Ogniwa, Ogniwa-Województwo i Kolejarza Ełk W
drużynie Unii-Żubra przemianowanej na Unię byłem podstawowym
zawodnikiem. Zazwyczaj zdobywałem 3 punkty a jedynym zawodnikiem,
który ze mną wygrywał był nie kto inny, jak Franek Maśliński.
Uważałem, że nie jestem od niego słabszy ale w decydujących
momentach potrafił wykazać swoją wyższość, w tym w czterech
finałowych pojedynkach indywidualnych mistrzostw województwa.
W rozgrywkach o drużynowe mistrzostwo województwa w 1950 r Unia
zajęła niespodziewanie pierwsze miejsce. Oprócz mnie grali jeszcze:
Aleksy Zin, Tadeusz Berger, czasami występowali Piotr Jarzęcki i
Wacław Łukjaniuk. Na mecze jeździliśmy koleją. Pieniędzy z klubu nie
otrzymywaliśmy, musieliśmy się sami we wszystko zaopatrywać.
Zapobiegliwy Aleksy Zin zawsze potrafił znaleźć nam wygodne miejsce,
nawet w jedynce. Pewnego razu podczas wyjazdu do Ełku mieliśmy
nieprzyjemną przygodę. Podczas spożywania obiadu w restauracji
zwrócił na nas uwagę UB-ek. Zabrał on na posterunek milicji i
zatrzymał w areszcie do wyjaśnienia Tadeusza Bergera. Razem z A.
Zinem również udaliśmy się na milicję. Na szczęście wśród
funkcjonariuszy milicji rozpoznałem znajomego z Supraśla, który
pomógł w zwolnieniu kolegi. Kiedy przyszliśmy na dworzec, nasz
pociąg już ruszył. Ja z Tadkiem Bergerem uczepiłem się wagonu a
Aleksy Zin biegnąc w długim służbowym kożuchu potknął się i
przewrócił. Kiedy wydawało się, że będzie musiał czekać kilka godzin
na następny pociąg nagle usłyszeliśmy przeraźliwy pisk hamulców. To
z powodu wypadnięcia z wagonu jednego z podróżnych pociąg zatrzymano
i dzięki temu wróciliśmy do domu razem.
W mistrzostwach województwa grano zawsze systemem pucharowym. Z
Frankiem Maślińskim byliśmy rozstawiani w oddzielnych połówkach i
trafialiśmy na siebie dopiero w finale. Tak było w naszym pierwszym
wspólnym finale w 1948 r. i później w 1950 r. Z czasem zauważyłem,
że gra mi się coraz trudniej. W swoim ostatnim występie w
mistrzostwach województwa trafiłem w pierwszej walce na Borkowskiego
z LZS Hajnówka i niespodziewanie przegrałem. Mój zwycięzca odpadł w
następnym pojedynku a ja po wyczerpujących walkach repasażowych znów
doszedłem do finału. Jednak po nieprzespanej nocy nie byłem w stanie
przystąpić do gry finałowej. I wtedy doszedłem do wniosku, że trzeba
kończyć karierę zawodniczq bardziej zająć się rodziną i pracq w
której z powodu częstych wyjazdów miałem problemy z dyrektorem.
Gdyby nie interwencje niezastąpionego Aleksego Zina, straciłbym
najpewniej pracę w szkole.
Będąc u szczytu formy dwukrotnie wystąpiłem w indywidualnych
Mistrzostwach Polski w tenisie stołowym. Jako wicemistrz województwa
zawsze trafiałem na zawodników rozstawionych i przegrywałem swoje
pojedynki. I tak w Lublinie w 1951 r. przegrałem z późniejszym
zwycięzcą Patyńskim a we Wrocławiu w 1953 r. z Arbachem. Przeciwnicy
mieli tak jak ja dobry atak, ale byli znacznie lepsi w obronie.
Wyjazdy na mistrzostwa dużo mi dały. Szkoda tylko, że nie miałem w
Hajnówce odpowiednich sparingpartnerów, z którymi nowe warianty gry
mógłbym przećwiczyć.
Bardzo żałuję, że nie pozwolono mi pojechać na Mistrzostwa Polski
Zrzeszenia Unii. Wygrałem zdecydowanie eliminacje do Mistrzostw w
Warszawie i wfinałach w Gdańsku byłem jednym z faworytów. Niestety w
tym okresie odbywał się spis powszechny, do którego byłem zgłoszony.
Nikt nie chciał zwolnić mnie ze spisu. A byłem wtedy w szczytowej
formie. O eliminacjach do MP nikt nie poinformował naszego klubu. A.
Zin dowiedział się o nich już po czasie i wysłał protest do
Warszawy, który rozpatrzono pozytywnie. Organizatorzy pozwolili na
rozegranie przeze mnie meczy z pierwszą trójką i wszystkie bez trudu
wygrałem. Najlepszy z pokonanych wcześniej wygrał ze mną podczas MP
we Wrocławiu.
Stefan Górski Podczas zakończenia roku szkolnego w 1952 r.w SP nr
3-na zdjęciu z prawej strony, nad nim stoi dyr. Siergiejuk.
Stefan Górski
zmarł po długiej chorobie 31 października 2003 r. >>
Ryszard Pater.
Urząd
Miasta Hajnówka 17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444
|