Home

 
Łucznik z Osiedla Millenium

Pewnego listopadowego popołudnia na ul. Piłsudskiego mijający mnie mężczyzna zatrzymał się, zwrócił się do mnie podając moje nazwisko, następnie się przedstawił - jestem Mirosław Lewandowski. Pisał Pan o mnie w książce o sporcie w Hajnówce ale nie napisał Pan jeszcze ostatniego rozdziału. Wielce zaintrygowany tematem umówiłem się na wywiad.


Mirosław Lewandowski

"Urodziłem się w Hajnówce pod znakiem Strzel­ca w  roku 1964. W 1980 r. zacząłem uprawiać łucznictwo pod okiem trenera Zenona Czapli. Po pół roku treningów awansowałem do reprezentacji województwa i zakwalifikowałem się na Igrzyska Młodzieży Szkolnej. Zająłem miejsce w trzeciej dziesiątce. W następnym roku byłem już 6. na Mistrzostwach Polski i 6. na Pucharze Polski.


Łucznicy Puszczy, od lewej: Z. Czapla, L. Giemza, J. Podgórski, J. Saczko, J. Lewczuk, H. Łukaszewicz, Kakowska, B. Zieniuk, J. Podgórski, M. Lewandowski

Miałem nawet szanse zdobyć medal lecz w ostatniej rundzie wystrzelałem dwa zera. Później okazało się, że przesunięty był celownik. Do dziś nie wiem, jak to się mogło stać? Po skończeniu  Technikum Drzewnego uczyłem się w Studium Ogrodniczym w Białymstoku, gdzie równocześnie trenowałem  łucznictwo w drugoligowym klubie Podlasie. Potem studiowałem  w Białej Podlaskiej w Akademii  Wychowania Fizycznego. Tam przestałem strzelać z łuku, gdyż nie było na miejscu sekcji łuczniczej.


Na podium MP w Legnicy

Od roku 1992 jest magistrem ze specjalizacjami nauczycielską oraz trenera kulturystyki drugiej klasy. W 1993 r. wyjechałem do Pragi ze sprzętem łuczniczym i wstąpiłem do klubu Slavia Praga. Występowałem w I lidze, gdzie strzelałem z łuku klasycznego. Plasowałem się w pierwszej dziesiątce zawodników czeskich. Od 1995 r.  zacząłem przygodę z łukiem bloczkowym. Po roku treningów pojechałem na Mistrzostwa Polski do Żywca i zająłem pierwsze miejsce. Rok później byłem drugi. Żeby startować w MP musiałem zapisać się do klubu polskiego a najbliżej był Łucznik Żywiec, w którym trenerem był Jan Lach- trener kadry narodowej. Z tym klubem zdobyłem również drużynowe mistrzostwo Polski. Do 2000 r. zdobywałem na MP medale w łukach klasycznych i bloczkowych. Ostatni raz startowałem w Zamościu i zdobyłem brązowy medal. Byłem również uczestnikiem Mistrzostw Czech i mam w kolekcji medal srebrny i brązowy. Po urodzeniu córki zakończyłem sportową karierę, więcej czasu mogłem poświęcić rodzinie. Ale to nie przeszkadza w strzelaniu dla przyjemności. W ogródku mam tarczę i strzelam rekreacyjnie. Łucznictwo jest jak narkotyk, nie można go zostawić. Od 10 lat mieszkam w Pradze. Poza sportem największą i ciągle niezaspokojoną moją  pasją  jest kolekcjonowanie obrazów malarzy polskich, przede wszystkim zaś Vlastimila Hofmana, który był uczniem Jacka Malczewskiego i jego przyjacielem. Posiadam  również kilka oryginalnych dzieł zaprzyjaźnionego słynnego czeskiego rzeźbiarza Olbrama Zoubka."

Kiedy spytałem się, w jaki sposób trafił do Czech Pan Mirosław obiecał mi przynieść artykuł z „Kuriera Praskiego o Polonii dla Polonii” autorstwa Ewy Klosovej - Wilhelm Tell z Hajnówki.

Poniżej przedstawiam fragmenty artykułu dotyczące Pana Mirosława:

-Jakie ścieżki przywiodły Pana do Czech?

-Na drugim roku studiów kolega namówił mnie przed obozem zimowym na kupno nart w Czechach, gdzie były tańsze i w większym wyborze. Przyjecha1iśmy więc do Pragi, kupi1iśmy te narty, a na nocleg uda1iśmy się, za namową ko1egi, do akademika medyków na Petrinach. Nie było tam wolnych miejsc, ale zaopiekowała się nami pewna spotkana na korytarzu sympatyczna Słowaczka. Odstąpiła nam swój pokój, a sama nocowała u koleżanki. Ona też pomogła mi sprzedać czerwone lakierki, które przywiozłem dla podreperowania budżetu. Przyprowadziła koleżankę, która miała czerwoną suknię i poszukiwała do niej odpowiednich butów. Koleżanka była czarnowłosa, wysoka i tak atrakcyjna, że te lakierki sprzedałem jej bez żadnego zysku, za cenę zakupu. Zresztą to były pierwsze i ostatnie buty, które ode mnie kupiła. Czarnowłosa Simona z Chomutova stała się panią mojego serca i wszystkie kolejne buty otrzymywała już w prezencie.

- Kiedy osiadł Pan tutaj na dłużej?

- Po studiach nie wiedziałem, co dalej, ale za namową kolegi zacząłem przywozić tu polskie buty w sortymentach, których Czesi nie produkowali.

Powoli otworzyłem w Pradze hurtownię butów. Dobrze mi się wiodło, zatrudniałem wielu pracowników. Była to bardzo przyjemna praca. Poznałem wielu interesujących ludzi. No i zarobiłem na tym interesie. Skończyłem tę działalność w roku 1997, kiedy zaczęła coraz bardziej wyrastać konkurencja: Włosi, Hiszpanie, a ja nie miałem dość możliwości do efektywnej walki o rynek zbytu.

- Miał pan czas w tym okresie na życie prywatne?

- Cały czas mieszkałem w Pradze ze swoją wybraną, wiele wspólnie podróżowaliśmy po Europie, a kiedy osiągnąłem lata Chrystusowe oświadczyłem się; w kwietniu 1998 wzięliśmy z Simoną ślub. W sierpniu 1999 urodziła się nam Simonka.

- Kto wybierał imię dla dziecka?

- Ja. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym mieć w domu dwie kobiety różnych imion, stąd duża i mała Simona.

-  Czym zajmuje się Pan teraz zawodowo?

- Mój teść w Chomutovie ma wielką firmę elektroinstalacyjną, w której zatrudnia 200 osób. Wiele materiałów i urządzeń sprowadza z Polski. Ja odpowiadam za tę polską gałąź.

- Drugą Pana miłością jest sztuka, czy zainteresowanie nią nie wynikło z przypadku?

— W pewnym sensie pomógł mi w tym mój pies, buldog angielski. Było to w roku 1997. Wracałem z psem od weterynarza, a on miał wielkie pragnienie, zatrzymałem się więc przed sklepem z antykami i poprosiłem właściciela o trochę wody. Okazało się, że ów człowiek jest ogromnym miłośnikiem psów, sam ma szarpeja i pitbulla. Mój buldog dostał wtedy wodę w srebrnej misce, a ja dowiedziałem się, że znajomy tego pana posiada duży obraz Włodzimierza Tetmajera. Pojechałem do tego człowieka zobaczyć obraz. Był drogi, a ja nie miałem pewności, czy jest autentyczny. Telefonicznie więc skontaktowałem się z panią Kozakowską z Polski, która jest specja1istką  od malarstwa okresu Młodej Polski, zaproponowałem jej przyjazd i ocenę dzieła, a ona się zgodziła. Od razu poznała, że to autentyczne dzieło. Kupiłem wtedy ten obraz i tak się zaczęło.

Zaczęło się kolekcjonowanie obrazów?

— Pani Kozakowska przywiozła ze sobą książki o sztuce polskiej. Przestudiowałem je, zacząłem odwiedzać muzea i galerie i coraz bardziej byłem zachwycony polskim malarstwem. Wkrótce miałem okazję poznać kuzyna Vlastimila Hofmana, który posiadał kilka obrazów tego malarza. Dzięki niemu mogłem skontaktować się z wszystkimi żyjącymi potomkami brata Vlastimila Hofmana i kupować od nich jego obrazy.

Zgromadził pan zapewne sporą ilość ,,Hofmanów”?

— Kupiłem wiele obrazów od różnych członków rodziny. Niektóre były bardzo zniszczone i wymagały restauracji. Czasami zbierało się człowiekowi na płacz, kiedy widział jak obrazy cenionego w Polsce malarza stoją tutaj gdzieś za szafą bez ram, powyginane i brudne.


Autoportret Vlastimila Hofmana

A pan je zbiera dla potomności?

- Nie tylko. Chciałbym w przyszłości  otworzyć galerię malarstwa polskiego. Ale prowadzenie galerii nie bywa działalnością przynoszącą zysk.

- Czym kieruje się Pan przy wyborze obrazów?

-Każdy obraz ma swoją atmosferę, coś, co potrafi człowieka natychmiast pociągnąć. To jest podobnie jak z butami: wchodzi pani do sklepu i wśród pięćdziesięciu par butów widzi pani tę jedną, czy dwie, które się pani podobają. Tak samo w galerii, wśród wielu obrazów jest jeden ciepły, przyjemny, który człowieka fascynuje.

- Jak pan najchętniej odpoczywa?

- Aktywnie i z rodziną. Gram regularnie w tenisa, pływam i strzelam rekreacyjnie ze swego łuku do tarczy, tutaj w ogrodzie naszego domu na peryferiach. Strzelectwo nauczyło mnie cierpliwości, wytrwałości, koncentracji i opanowania. Te cechy bardzo przydają się człowiekowi w życiu.

-Czy przy pomocy tego fantastycznego łuku dałoby się polować na zwierzęta?

— Naturalnie. Te strzały potrafią zabić, ale ja nigdy nie zastrzeliłbym zwierzęcia. Zbyt mocno kocham wszystko, co  żyje. Nigdy bym tego nie uczynił. Strzelałem i strzelam wyłącznie do tarczy, dla samej przyjemności strzelania.

Ma pan szczególny dar łatwego nawiązywania kontaktów...

— Wielu, bardzo wielu ludzi tutaj poznałem, dzięki żonie, przez sport. A gros moich kontaktów jest dziełem przypadku. Wiele mi pomógł pies. Zamierzałem onegdaj pozbyć się mieszkania w centrum Pragi. Właśnie oddałem auto do naprawy, postanowiłem wrócić do domu z psem pieszo, a po drodze natknąłem się na pierwsze i pewnie ostatnie biuro handlu nieruchomościami, z którego usług skorzystałem. Jego właściciel w ciągu tygodnia załatwił wszelkie formalności związane z przekazaniem mieszkania... swojemu synowi, ponieważ czegoś takiego już długo dla syna poszukiwał.”

 
Irena Szewińska i Mirosław Lewandowski w czasie Igrzysk Polonijnych. Pani Berg ze Szwecji, K. Miklas, Mirosław Lewandowski i przedstawiciel Australii

O tej umiejętności nawiązywania kontaktów przekonaliśmy się z Panią Jolantą Zachaj, gdy umówiliśmy się z Panem Mirosławem na zdjęcia do artykułu. Okazało się, że oboje mieszkali na Osiedlu Millenium. Już po kilku minutach zaczęli wyliczać wspólnych znajomych z Czech -Hajnowiaków M. i J. Czarnockich, p. Tymowicza z RPA, który gościł w Polsce na Igrzyskach Polonijnych i z Panem Mirosławem zmierzył się w meczu hokeja na trawie.


Wspomnienia z Igrzysk Polonijnych w Poznaniu

Igrzyska odbyły się w Poznaniu, pozostawiły wspaniale wrażenie na Polonusach. M. Lewandowski startował jeszcze w lekkiej atletyce, gdzie zajął czwarte miejsca w skoku w dal i biegu przez płotki oraz był piąty na 100 m. Byłoby na pewno lepiej, gdyby nie naciągnięcie mięśni uda. W następnych igrzyskach powinno być lepiej, czego Mu b.życzę.


Mirosław Lewandowski, Jolanta Zachaj (webmaster www.hajnowka.pl), Ryszard Pater

RP

Tu znajdziesz informacje o historii łucznictwa w Hajnówce   >>


Urząd Miasta Hajnówka  17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444