PRZETRWAĆ
WBREW WSZYSTKIEMU
WALENTYNA ROZALSKA, 72 l,
przetrwała koszmar łagru podczas drugiej wojny światowej. Mieszkanka
Merrit Island opisuje swoją gehennę.
Walentyna Rozalska z Merrit Island
urodziła się w Polsce i została wywieziona wraz z rodzicami i
siostrą do łagru na Syberii podczas drugiej wojny światowej. Jej
ojciec i czteroletnia siostra zmarli w 1942 r.
Walentyna Rozalska wciąż ma koszmary.
Śni o wojnie, o śmierci, o głodzie, o
czasie kiedy razem z rodziną wędrowali zamarzniętą rzeką do obozu
na Syberii.
„Budzę się chwytając się za twarz”-
opowiada Rozalska i demonstruje ten gest w swoim domu na Merrit
Island. „Czasami wciąż czuję to uderzenie mojej głowy o grunt . A
tata ciągnął sanie na których jechaliśmy. Upadłam, lecz on nie
słyszał mojego krzyku o pomoc.”
Tak jak innym, którzy przetrwali wojnę
obrazy amerykańskiej wojny w Iraku, przywracają bolesne wspomnienia
z własnego życia. Wspomnienia nakładają się na współczesność - wojna
uderza w całe społeczeństwo, nie tylko w walczących żołnierzy. Rozalska doświadczyła tego na własnej
skórze. Miała 8 lat kiedy rosyjscy żołnierze plądrowali rodzinny dom
w Polsce 10 lutego 1940 r. To była druga wojna światowa, Rosja i
Niemcy sprzymierzyli się przeciwko Polsce stosując masowy terror.
Podczas nocnych aresztowań tysiące polskich rodzin wysłano do obozów
koncentracyjnych w Rosji i Niemczech. Rodzina Rozalskiej była wśród
nich. Była 2 nad ranem kiedy Walentyna, jej
siostra Eugenia (2 lata) i matka Bogumiła spakowały do dwóch
dużych worków po ziemniakach cały swój dobytek. Jej ojciec, Antoni
Żedź przywiązany do krzesła obserwował, jak Walentyna chowała do
worka swoja świnkę - skarbonkę i bałałajkę,3-strunowy instrument .
Jej matka ubrana była w nocną koszulę, na którą nałożyła futro, a
stopy wsunęła w kapcie. „Rosjanie potrzebowali niewolników do
pracy w obozach na Syberii” - mówi Rozalska o masowych
aresztowaniach. „Przewidywany czas życia samotnego mężczyzny wynosił
tylko 2 lata, dlatego deportowano całe rodziny. Żonaci mężczyźni
żyją dłużej i ciężej pracują dla swoich rodzin.” Rodzina Rozalskiej dotarła do
Gramatuchy, obozu pracy w górach Syberii 3 miesiące po
aresztowaniu. Podróż do obozu była mordęgą. Kobiety, dzieci i
mężczyzn zapędzono do bydlęcych wagonów pociągu stojącego w Hajnówce
w Polsce i przewieziono do Nowosybirska na Syberii. To, co stało się
później jest przyczyną koszmarów Rozalskiej. „Pociąg zatrzymywał się na stacjach
więc biegliśmy po gorącą wodę i przechowywaliśmy ją w pojemnikach,
żeby mieć na później ”- relacjonuje Rozalska. „Chleb i
woda pozwoliły nam przetrwać”. Rozalska pamięta, jak węgiel palony
wewnątrz wagonów ogrzewał przemarznięte ciała, ale to nie
wystarczyło. Ludzie zamarzali na śmierć. Umierali z głodu. Całe
rodziny umierały jedna po drugiej każdego dnia podróży.
„Jesteś w szoku, nie myślisz o tym co
masz lub gdzie jedziesz” mówi Rozalska, „Jesteś zbyt zajęty
myśleniem o przetrwaniu i o tym co będziesz jadł”.
„Każdy miał czas załamania i później
każdy powrót do tamtych spraw jest bolesny ” - dodaje. „I nie możesz
temu zaradzić”.
Gdy dojechali pociągiem do końca linii
kolejowej, żołnierze nakazali maszerować rodzinom dopóki nie skończy
się droga. Tam ojciec Rozalskiej posadził swoją rodzinę na saniach i
ciągnął je w górę zamarzniętej rzeki Kieji. Rzeka była jedyną drogą
umożliwiającą dotarcie do odizolowanych obozów na Syberii. Rodzina
mogła podróżować rzeką, ponieważ była ona skuta lodem. To wtedy Rozalska uderzyła głową o
lód zanim uniesiono ją i położono z powrotem do sań. Ta sama rzeka powitała Rozalską
podczas jej wizyty na Syberii w 1999 i 2002 roku. Przyjechała tu by
odnaleźć grób swojego ojca, niestety bezskutecznie. W czasie, kiedy
wody rzeki płyną swoim nurtem znalezienie kapitana łodzi, który
zabrałby ją w górę rzeki jest zadaniem trudnym i niebezpiecznym, a
jest to jedyna droga do nieistniejącego obecnie obozu. Rozalska ma stare zdjęcie
rodzinne. Jest na nim Rozalska, jej siostra i ich 26-letnia wówczas
matka. Stoją poważne obok miejsca, gdzie krzyż znaczy miejsce
pochówku Antoniego. Zmarł w wieku 32 lat na gruźlicę i malarię.
Jego rodzina żyła tam jeszcze przez dwa lata.
Praca była ciężka, warunki życia
nieludzkie. Wiele małych dzieci, w tym i Rozalska, chodziło do
szkoły kiedy starsze dzieci i dorośli ścinali drzewa, budowali linie
kolejowe, budynki i wydobywali złoto. Za pożywienie służyły
Rozalskiej zielsko i korzenie traw gotowane z brzozowymi i
malinowymi witkami. Często mdlała z niedożywienia. Jej rodzina walczyła o przetrwanie bez
ojca. Wtedy stał się cud. Po tym jak Niemcy napadli na Rosję w 1941
roku, Józef Stalin uwolnił Polaków i pozwolił na wstąpienie do Armii
Polskiej formowanej do walki z Niemcami. Przedtem jednak rodzina musiała
znaleźć sposób na opuszczenie odciętego od świata obozu. Matka
Rozalskiej dała rodzinną bałałajkę jako zapłatę dla przewoźnika
łodzi, by przewiózł jej rodzinę łodzią w dół tej samej rzeki,
którą wcześniej przebyli lodem. W końcu dotarły do Uzbekistanu,
gdzie matka Rozalskiej wstąpiła do Armii Polskiej.
„Instrument przechowuje wspomnienia”
mówi Rozalska 60 lat później patrząc na podobny instrument
podarowany jej przez przyjaciela z Anglii. W Uzbekistanie została utworzona
specjalna szkoła dla dzieci tych, którzy wstąpili do polskiej armii.
Pomimo tego, że były wolne, jedzenia było ciągle mało i szalały
choroby. Rozalska zachorowała na ospę. Jej siostra zmarła z powodu
choroby w wieku czterech lat.
„Byłam szczęściarą”- powiedziała. -
”Przetrwałam.”
Życie Rozalskiej stało się bardziej
interesujące. Szkołę dla dzieci żołnierzy przeniesiono do Palestyny;
żyła tam przez 8 lat, podczas kiedy jej matka kontynuowała służbę
wojskową. Studenci i uczniowie zostali przeniesieni do Anglii, kiedy
zaczęła się wojna w Palestynie.
Rozalska wstąpiła do college’u w Londynie gdzie spotkała i poślubiła
polskiego żołnierza, który otrzymał stopień inżyniera. Po urodzeniu
się córki przeprowadzili
się do Nowego Jorku, a następnie do
Cape Canaveral z powodu programu kosmicznego. W Brevard County
Rozalska osiągnęła sukces jako pośrednik w handlu nieruchomościami,
na emeryturę przeszła w latach osiemdziesiątych. Matka Rozalskiej, która ponownie
wyszła za mąż również przeprowadziła się w ślad za córką do Nowego
Jorku, a później na Florydę. Bogumiła zmarła w 1994 roku, miała 81
lat. Teraz Rozalska jest rozwiedziona, jest
matką trojga dorosłych już dzieci, w tym syna, który wstąpił do
wojska i stacjonuje w Kolorado. Rozalska wygrała kolejną bitwę. W
maju 1999 roku wykryto u niej raka. Ostatnią deską ratunku była
operacja i chemioterapia. Straciła wszystkie włosy. „Powinnam już być martwa” mówi
Rozalska popijając z filiżanki gorącą herbatę.
Powrót na Syberię
Stanąwszy twarzą w twarz ze śmiercią
Rozalska uświadomiła sobie, że ma niedokończone sprawy. Dlatego w
1999 i 2002 wyjechała na Syberię, pomimo grozy związanej z powrotem
do miejsca przypominających o bólu, głodzie i śmierci. Musiała pojechać – obiecała matce, że
spróbuje znaleźć grób ojca. „Jeżeli umrę nikt nie będzie wiedział,
gdzie został pochowany”- powiedziała. „I chcę postawić tam nowy
krzyż, żeby uchronić go od zapomnienia gdyż był taki młody i był
moim życiem”.
Pomimo tego, że
nie znalazła grobu, podróż nie poszła na marne. Dzięki francuskiemu
duchownemu Blase’owi Karas’emu, który podróżował z Chicago do
Syberii, Rozalska spotkała wiele katolickich sióstr zakonnych
opiekujących się szpitalami i domami dziecka. Spotkała także biedne
rodziny. Pomagała im
finansowo, dostarczała ubrań, jedzenia i innych potrzebnych środków,
które zakupiła w marketach i wyprzedażach.
Każdego miesiąca Rozalska wydaje 50 $
( ~200 zł) na paczki do Syberii, Kazachstanu, Rosji i Ukrainy, w
których przesyła: płaszcze, kurtki, mydło, kawę, herbatę, przetwory
zbożowe, witaminy, ubrania i lalki .
W jej pokoju stoją pudła czekające na
wysłanie.
„Na Syberii nie wiedzą co to jest
Disneyland, ale wysłałam poduszkę z Myszką Miki i teraz chyba będą
wiedzieli”- dodaje.
Bezinteresowne poświęcenie
Rodzina i przyjaciele są pod wrażeniem
jej poświęcenia, bezinteresowności i przebytej drogi życiowej.
„Jestem zdumiony, że przeżyła ten koszmar, podczas gdy wielu ludzi
nie dokonało tego”- powiedział jej syn, Andrew Rozalski. „A przy tym
odniosła sukces w Stanach Zjednoczonych, potrafi przeżyć
amerykański sen”. Kiedy Andrew dorastał, słyszał
historię o przehandlowaniu bałałajki za przejazd łodzią i o okolicznościach śmierci młodszej siostry matki. Andrew przyznaje,
że bałby się podróży na Syberię, ale rozumie dlaczego matka
pojechała tam dwa razy. „Żołnierze aresztowali ją, ale
rosyjscy ludzie pomagali jej gdy tego potrzebowała, nie oczekując
niczego i niczego w zamian” dodaje Andrew, kierownik sklepu
motoryzacyjnego w Cocoa. Opisuje matkę jako wrażliwą,
energiczną, sprawiedliwą i wierną – „będzie przy tobie aż do
końca”. Vera Walker, przyjaciółka od 1970 r.
członkini Brevard Country School Board zgadza się z tą opinią. „Ona jest rodzajem kobiety, która
zawsze kończy to, co zaczęła” powiedziała Walker. „ I jest
wykształcona w sposób bardzo wszechstronny. Żyła nie tylko w Polsce
i na Syberii, ale także uczyła się w szkole w Iranie i Londynie.” Walker mówi, że Rozalska jest
wszechogarniającą mocą, która trwa i daje tym, dla których życie
było mniej łaskawe. „Nie można zatrzymać Walentyny, nawet
rak tego nie potrafi” – dodaje jej wieloletnia przyjaciółka. Rozalska pomaga potrzebującym
rodzinom, ponieważ jest to sposób na odwdzięczenie się tym którzy
jej kiedyś pomogli. Mimo tego iż była aresztowana przez
rosyjskich żołnierzy , zdaje sobie sprawę że dzięki niewinnym
rosyjskim rodzinom przetrwała tą przerażającą próbę.
Czynić dobro
Chce im się odpłacić. „Używam swego
życia by czynić wszystko lepszym na swój mały sposób”- powiedziała
Rozalska. W świecie ogarniętym kolejną wojną
Rozalska może dużo powiedzieć o wojnie i jej skutkach. „Widziałam
wojnę i wiem, czym ona jest”- powiedziała.
Szlocha i łzy płyną jej po policzkach
„Oni zabrali nasze dzieciństwo. To
było bardzo dawno temu, ale wciąż mam koszmary.”
Z całego serca Rozalska jest przeciwko
wojnie, ale „kiedy jesteś atakowany nie możesz usiąść i nic nie
robić” powiedziała. Popiera amerykańską akcję przeciwko Irakowi. „Negocjowaliśmy z Saddamem”-
powiedziała. „On kłamie i popatrz co zrobił mieszkańcom Iraku.Te
rodziny są ratowane przez nas, działamy w dobrym celu”. Ze smutkiem ogląda obrazy w telewizji.
„Kiedy widzę naszych żołnierzy, płaczę za nich”.
Eleska Aubespin
– Florida Today
Tekst rozmowy z Walentyną Rozalską z domu Żedź
otrzymałem od Mikołaja Golonki, dyrektora Domu Pomocy Społecznej w
Białowieży. Do tłumaczenia, które wykonała córka p. Golonki, Natalia
wprowadziłem drobne poprawki. O innych okolicznościach związanych z
tą nadzwyczajną historią napiszę w kolejnych numerach „GH”.
(T.T)
Urząd
Miasta Hajnówka 17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444
|