Home

Ilość odsłon: 7801   Data publikacji:  2006-06-02


Bonjour ... –  “dobry żur”...?

 

Młodzież z “dwójki” we Francji

         6 maja 2006 r.(sobota), godzina 4.30. 44 - osobowa grupa (38 uczniów i 6 nauczycieli) wyrusza w podróż do Francji w ramach Szkolnego Projektu Comeniusa „Poznając – zrozumieć i pomóc”. Nastroje szampańskie, humor wszystkim dopisuje. Przez wiele godzin podróży nie milkną rozmowy, śpiewy i śmiechy. Nikt jeszcze nie tęskni za domem, nikt nie myśli o czekających nas wyzwaniach.

Gdy ok. 21.00 dojeżdżamy do Beelitz w Niemczech – naszego przystanku w podróży – czujemy się świetnie i bezpiecznie. Zostajemy zakwaterowani na terenie koszar wojskowych i poczęstowani kolacją w kantynie wojskowej. Potem - dłuuuuuga kolejka do łazienki – i króóóóóóótka pierwsza noc poza domem. No problem!

7 maja 2006 r.(niedziela), Beelitz - Niemcy, koszary. Po śniadaniu w stołówce wojskowej poznajemy teren koszar. Ileż tu ciekawych zakątków! W sali gimnastycznej rozgrywamy mecz piłki siatkowej chłopcy versus dziewczyny (wynik – przemilczymy). Po korcie śmigają ci, którzy pragną poznać tajniki gry w tenisa. Niektórzy grają w badmingtona, a leniwi – wystawiają buzie ku słońcu, którego promienie nie szczędzą nam ciepła. Jest nam tu  dobrze!

Obiad, kolacja, pakowanie się.... Około godz. 20.30 wyjeżdżamy do Francji wraz z grupą niemiecką, która odtąd będzie nam towarzyszyć. Przed nami prawie doba wyczerpującej podróży!

8 maja 2006 r. (poniedziałek), po południu, Francja.. Dojechaliśmy! W końcu! Pojawiają się emocje, nad którymi nie wszyscy potrafią zapanować: nieco niepewności. Jak sobie poradzimy? Jak się dogadamy z naszymi francuskimi opiekunami? Do jakich ludzi trafimy?...

Około 17.00 jesteśmy na miejscu, w Pornic. To urocze, nieduże miasteczko portowe położone nad Oceanem Atlantyckim. To tutaj spędzimy najbliższy tydzień, to tutaj będzie nasz dom...


Pornic

Dojeżdżamy pod szkołę - college Jean Mounes – gdzie już czekają na nas nasi gospodarze. Patrzymy na ich uśmiechnięte buzie, wyciągnięte w powitalnych gestach dłonie i próbujemy rozpoznać znajome ze zdjęć twarze. Nie jest to proste... Zostajemy „przydzieleni” do rodzin i rozstajemy się z krajanami....

9 maja 2006 r. (wtorek), godz. 8.15. Spotykamy się wszyscy w szkole, gromadząc się w atrium – głównym hollu szkolnym. Tutaj zostajemy podzieleni na zespoły (w każdym z nich znajdują się Polacy, Francuzi, Niemcy, Rumuni i Włosi), tutaj też mamy spotkać się po wykonaniu zadań, których jest 13. Ich celem jest przede wszystkim zapoznanie nas z miastem, najważniejszymi jego punktami. Wypełniamy kartki z zadaniami, uzupełniamy nazwy placów, ulic, urzędów, podziwiamy widoki; meldujemy się w punktach kontrolnych, gdzie dostajemy zdjęcia, które potem powiesimy w atrium pod odpowiednią flagą kraju partnerskiego. Uczymy się podstawowych zwrotów grzecznościowych w języku francuskim, włoskim, rumuńskim i niemieckim. Wszystkie grupy kończą trasę z sukcesem – zadania zostają zaliczone.

W szkole francuskiej w godz. 12.00 – 14.00 następuje „przerwa obiadowa”. Niektórzy uczniowie spędzają ją w szkole, spożywając posiłek w stołówce lub na placu, inni rozjeżdżają się do domów (korzystając z transportu własnego lub „gimbusów”). My robimy to samo, co nasi opiekunowie, o 14.00 zaś wracamy z nimi na lekcje. Nie stresujemy się, nawet jeśli nic nie rozumiemy. I tak nikt nas nie odpyta!. W tym samym czasie nauczyciele ze wszystkich krajów partnerskich uczestniczyli w spotkaniu roboczym, na którym  szczegółowo omówili program pobytu we Francji oraz wstępnie określili termin wizyty roboczej w Rumunii.

10 maja 2006 r. (środa), godz. 8.15 - wyruszamy na wycieczkę. Oglądamy Marais Salants, czyli solanki, z których po częściowym odparowaniu wody atlantyckiej uzyskuje się sól spożywczą. Poznajemy szczegóły procesu produkcji, kolejne jego etapy. Niektórych jednak bardziej fascynuje stado uroczych owieczek, pobekujących na pastwisku nieopodal ... 


Solanki

Po godz. 10.13 spacerujemy drogą Le Gois – wybudowaną przez Napoleona Bonaparte, prowadzącą do wyspy Ile de Noirmoutier. O tej godzinie rozpoczął się odpływ i dzięki temu pasaż jest odsłonięty Po obu jego stronach widzimy parkujące na dnie oceanu samochody oraz ludzi zbierających małże (a może poławiaczy pereł?). Zastanawiają nas drabinki na wysokich słupach, które mijamy od czasu do czasu. Okazuje się, że służą one bezpieczeństwu maruderów – przypływ następuje na tyle szybko, iż niekiedy trzeba przed wodą uciekać w górę...

Na plaży na wyspie Ile de Noirmoutier (to w wolnym tłumaczeniu „wyspa czarnych małż”) spotykamy się ze wszystkimi naszymi partnerami, opiekunami i gospodarzami, kąpiemy się, gramy w piłkę, spożywamy posiłek , odpoczywamy. W drodze powrotnej przejeżdżamy przez most w Pont de Stan Nazaire, który jest około 3 km długi i 54 m wysoki aby mogły pod nim przepływać wielkie tankowce olejowe. ST Nazaire jest znane z dwóch wielkich przedsięwzięć: 1.stocznia budująca Luxusliner, olbrzymie statki pasażerskie; na ciekawostkę zasługuje 350 kotów „zatrudnionych” w stoczni po to by niszczyć podgryzające instalację elektryczną szczury, 2.produkcja części do Airbus, samolotów na 380 pasażerów. Mogliśmy również zobaczyć kokpit takiego samolotu.

Następnie odwiedzamy hodowlę ostryg. Po wykładzie na temat cyklu produkcji tych zwierzątek następuje sprawdzian odporności psychicznej i fizycznej – każdy może spróbować śródziemnomorskich przysmaków! Chętnych do eksperymentów kulinarnych jest wielu, jednak niektórzy nie potrafią się przełamać, tym bardziej, że zewsząd ogarnia nas charakterystyczny, intensywny zapach. Wreszcie pierwsze opory zostają przełamane, a pierwsze ostrygi – skonsumowane! Podajemy niezbędne rady dla wszystkich tych, którzy kiedykolwiek zechcą przebrnąć przez taki test:

  • Wybierz zgrabną ostrygę, upewnij się, że jest świeża.

  • Otwórz muszlę. Nie zrażaj się wyglądem zawartości. Nie wąchaj.

  • Odpowiednim nożykiem oddziel część miękką od muszli. Nie skalecz się z  wrażenia (chociaż – jeśli się zatniesz – masz pretekst, aby nie wykonywać następnych kroków).

  • Skrop ostrygę sokiem z cytryny.

  • Policz do trzech. Weź głęboki oddech. Zrób wydech.

  • Odchyl głowę. Wlej do buzi zawartość muszli. Nie wąchaj!

  • Przyduś ostrygę językiem do podniebienia. Nie gryź!

  • Łyknij. Oddychaj głęboko. Zwycięsko rozejrzyj się wokół. W razie odruchów... oddal się dyskretnie.

Dla naszych dorosłych opiekunów nie był to koniec kulinarnych atrakcji – wieczorem spotkali się na oficjalnej kolacji w restauracji „Kolumnowa” z zastępcą mera Pornic, kosztując specjały szefa kuchni.

11 maja 2006 r. (czwartek), godz. 8.15 – początek kolejnej wyprawy. Tym razem poznajemy Nantes – miasto w zachodniej Francji, ważny port nad Loarą, stolicę regionu. Piękno zabytków zachwyca wszystkich – zwiedzamy katedrę z wapienia, której budowę rozpoczęto w 1434 a zakończono w 1893r, wysokość sklepienia wynosi  37,50 m, jest więc wyższa niż Katedra Notre Dame w Paryżu; pałac książąt bretońskich, przechodzimy pasażem Pommeraye. Urokliwe, wąskie uliczki między starymi kamieniczkami  nie kłócą się wcale z nowoczesnymi salonami mody, ogromnymi sklepami i przytulnymi kawiarenkami wychodzącymi na zewnątrz. Uważnie rozglądamy się dookoła, chłonąc widoki i wrażenia.

 

W końcu XVIII wieku Nantes było pierwszym miastem portowym we Francji.. Od wieku XVI do XVIII wzbogaciło się na handlu cukrem i niewolnikami zwanym inaczej „handlem hebanowym”. Właściciele okrętów kupowali czarnych niewolników u wybrzeży Gwinei i sprzedawali na Wyspach Karaibskich. Za te pieniądze mogli nabyć cukier trzcinowy, który był oczyszczany w Nantes. Ten tzw. „Trójkąt handlowy” między Nantes, afrykańskim wybrzeżem a Antylami przynosił 200% zysku..

Właściciele okrętów z Nantes wzbogacili się w ten sposób i wybudowali na wyspie  „ Feydeau”  - dzis centrum Nantes (Tu urodził się pisarz, twórca literatury fantastyczno-naukowej Juliusz Verne) i przy „quai de la Fosse“ piękne hotele.

O godz. 20.00 rozpoczyna się ważne dla nas wszystkich wydarzenie – wszyscy partnerzy prezentują przedstawienia związane tematycznie z tegorocznym hasłem projektu – obcokrajowcami, uchodźcami, bezrobotnymi. W sali tłumnie gromadzą się widzowie – rodzice, nauczyciele, uczniowie. Występujemy jako pierwsi; trema zżera niemal wszystkich a emocje sięgają zenitu. Czy wszystko się uda? Czy nikt nie zapomni tekstu? Czy sprzęt nie zawiedzie? Na szczęście – nasze inscenizacje przebiegły bez zakłóceń i zostały nagrodzone gromkimi brawami.

Spokojni i zrelaksowani śledzimy występy naszych partnerów. Szczególnym aplauzem żegnamy schodzących ze sceny Francuzów, którzy wyśpiewali znane piosenki, np.. „Imagine” Johna Lenona. Wieczór kończą popisy Rumunów i ... rumuńskie tańce ludowe , do których wszyscy chętnie się przyłączamy. Pląsy wyciskają z nas siódme poty, ale zabawa jest przednia!

Rozjeżdżamy się do domów zmęczeni , ale szczęśliwi i rozbawieni.

12 maja 2006 r. (piątek), godz. 8.15 – wyjeżdżamy po raz kolejny, tym razem do oceanarium w Le Croisic, La Baule. Uderza nas feeria barw – nie do wiary, że podwodny świat może być tak kolorowy! Podziwiamy ogromne ośmiornice, krwiożercze rekiny, wielkie kraby w odcieniach błękitu i czerwieni, wiotkie koralowce, jaskrawe rybki i figlarne koniki morskie. Naszą sympatię wzbudzają pingwiny, prezentujące z wdziękiem swe umiejętności pływackie.

W drodze powrotnej odwiedzamy Guérande miasteczko średniowieczne, obecnie głównie turystyczne. Od znajdującego się w centralnym punkcie rynku odchodzą promieniście liczne uliczki, tworząc uroczą plątaninę. Wzrok rozbiega się po niezliczonych wystawach sklepowych, prezentujących biżuterię, porcelanę, wyroby cukiernicze (ileż ciekawych figurek można stworzyć z czekolady!) , kapelusze, ubrania.... Rozbiegamy się po miasteczku w poszukiwaniu ciekawych pamiątek.

Po powrocie do Pornic przedstawiciele wszystkich krajów partnerskich zostają uroczyście powitani w ratuszu miejskim przez burmistrza miasta oraz merów trzech innych miasteczek . Oficjalne przemówienie, wymiana prezentów, błysk fleszy.... – i jesteśmy wolni.

13 – 14 maja 2006 r. (sobota – niedziela). Dwa dni spędzone niemal w całości z rodzinami francuskich gospodarzy. Czas jest wypełniony bardzo rozmaicie – jedni wypoczywają na plaży, korzystając z pięknej pogody i ciepłej wody, inni jadą do wesołego miasteczka albo skwapliwie odwiedzają okoliczne supermarkety, niektórzy praktykują sporty ekstremalne, zjeżdżając na linie nad jeziorem. Doskonalimy różne sposoby komunikacji – od „tradycyjnych” w języku niemieckim lub angielskim, poprzez wykorzystanie komputera, aż do pantomimy. Odwiedzamy się nawzajem, poznajemy gospodarzy naszych szkolnych koleżanek i kolegów. Wymieniamy doświadczenia, refleksje i wrażenia.

W sobotę o 19.00 – niespodzianka. Spotykamy się w szkole w Kerlor na dyskotece, o której do tej pory nie wiedzieliśmy. Początkowo jesteśmy nieco spięci, tańczymy nieśmiało w ciasnym kółeczku we własnym gronie. Dopiero gdy na zewnątrz robi się szaro i powoli zapada zmrok (co we Francji ma miejsce dużo później niż w Polsce!) , nabieramy odwagi . Na parkiecie pojawiają się pierwsze „mieszane” pary, następuje wymiana adresów, e - maili , telefonów...

W niedzielę rano wyjeżdżają Włosi. Nauczyliśmy ich paru niezbędnych do komunikacji słów (np. „Siema!”...) i poznaliśmy bliżej w  czasie wspólnych wycieczek.

Nasi nauczyciele wypływają w krótki rejs po Oceanie Atlantyckim. Na szczęście nikt nie cierpi na chorobę morską i podróż mija bez przeszkód . Bezkres oceanu , krzyki mew, błysk słońca na spokojnych wodach....Wrażenia są cudowne ! Szanty same cisną się na usta.

15 maja 2006 r. (poniedziałek), godz. 7.45. Opuszczamy Pornic. Znów – tak jak tydzień temu – przed szkołą gromadzą się tłumy młodzieży, rodziców i nauczycieli . Znów – tak jak tydzień temu – mamy smutne miny , ale z jakże innego powodu! Niektórzy ze łzami w oczach żegnają tych, którzy przez tydzień zastępowali im rodzinę, inni wymieniają zaproszenia  i podarunki. Żegnajcie!

Po południu dojeżdżamy do Paryża. Tutaj opuszczają nas partnerzy rumuńscy, a my – pod przewodnictwem niemieckich przyjaciół – wyruszamy na podbój wieży Eiffla. Zanim dojedziemy na najwyższe piętro – czekamy w kolejkach (po bilety, do wind na kolejne poziomy...), ale trud się opłaca - widoki są oszałamiające. Wrażenia wizualne porównujemy z makietami i planami, próbujemy odgadnąć, na co akurat patrzymy. U podnóża wieży wręczamy pani Annie Rabeckiej upominek małą Wieżę Eiffla, zaś panu Dyrektorowi Zbigniewowi Budzyńskiemu breloczek do kluczy i dziękujemy za zorganizowanie wyjazdu oraz umożliwienie nam przeżycia tylu fascynujących przygód.

Z okien autokaru oglądamy najważniejsze zabytki Paryża – mijamy katedrę Notre  Dame, przejeżdżamy obok Łuku Triumfalnego. Trudno uwierzyć, że budowle, o których uczymy się na lekcjach historii czy sztuki, widzimy teraz na własne oczy !

Wieczorem wyruszamy w dalszą podróż – przed nami cała noc w samochodzie...

16 – 17 maja 2006 r. (wtorek – środa) We wtorek około 8.00 dojeżdżamy do Beelitz . Z uśmiechem witamy znane kąty, czujemy się tu jak w domu. Dzień mija nadzwyczaj szybko; poganiani przez opiekunów idziemy wcześnie spać, gdyż jutro czeka nas dalszy ciąg podróży. Nie znaczy to jednak , że rezygnujemy z „zielonej nocy” ...

W środę rano rozpoczynamy ostatni etap podróży powrotnej ... Godziny wloką się niemiłosiernie, fotele wydają się nad wyraz niewygodne. Po raz kolejny omawiamy wrażenia z pobytu we Francji, a wśród nich króluje wymiana doświadczeń kulinarnych. Porównujemy dania i specjały francuskie z tradycyjnymi polskimi, zaczynamy tęsknić za szczawiową, żurkiem , babką ziemniaczaną i pierogami ... Bonjour – „dobry żur?” – pytamy się nawzajem.

Wreszcie – cały autokar rozbrzmiewa aplauzem , wiwatami i brawami – jesteśmy w Hajnówce! Dojeżdżamy do szkoły i głośno dziękujemy panom kierowcom, opiekunom i organizatorom wyjazdu Dziękujemy!!!

M. B.


Urząd Miasta Hajnówka  17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444