Home

Ilość odsłon: 4453   Data publikacji:  2007-09-28

W siodle przez świat

 

Tydzień trwała podróż na koniu z Hajnówki do Suchedniowa w Górach Świętokrzyskich. Trasę około 400 km w siodle przebyła Urszula Ginszt, która jak twierdzi, zamiłowanie do jazdy na koniach otrzymała w genach od dziadka Zygmunta Słowika, ułana polskiego wojska.

        Pomysł na niezwykłą podróż narodził się przed dwoma laty podczas obozu jeździeckiego w Jodłówce. Fascynaci sportu w siodle planowali wówczas stworzenie szlaku końskiego, który połączyłby nizinę z górami. Śmiałkiem, który jako pierwszy odważył się samotnie przetrzeć trasę była 32-letnia hajnowianka Urszula Ginszt. Niemały wyczyn człowieka jak również jego konia wzbudził wielkie uznanie nie tylko w kręgach jeździeckich, ale również wśród wszystkich, którzy zetknęli się podczas podróży z Ulą i Dagmarą.

 

     - Myśl o przebyciu takiej trasy nakręcała mnie od samego początku – mówi Urszula Ginszt – Po obozie wszyscy zapomnieli o pomyśle, a ja się do niego konsekwentnie przygotowywałam. Moją klacz Dagmarę, którą mam od 5 lat, odpowiednio trenowałam i uczyłam. Nie było to łatwe, bo koń również musi mieć predyspozycje do pokonywania długich dystansów. Moje 10 – letnie doświadczenie w jeździectwie zaprocentowało i sprawdziło się podczas treningów oraz podróży.
   Trasa, która prowadziła prze 3 województwa pokonywana była etapami o długości 40-60 km. Noclegi jeźdźcowi oraz koniowi zorganizowały poszczególne oddziały Polskiego Związku Hodowców Koni. Droga pokonywana w większości kłusem prowadziła poboczami szos, jak również mało uczęszczanymi trasami przez lasy, pola i łąki.

    - Najgorsze były ruchliwe i pełne rozpędzonych tirów jezdnie. Huk wielkiej, przejeżdżającej blisko ciężarówki potrafi przestraszyć człowieka, a co dopiero odczuwa zwierzę wychowane na wsi. Moja Dagmara trzymała się dzielnie, bo ma do mnie wielkie zaufanie. Ale pod koniec podróży przydarzyło jej się wpaść w stres i stracić panowanie nad emocjami. Poniosła mnie około 200 m galopując wzdłuż szosy. Znajomość końskiej psychiki pozwoliła mi na opanowanie zwierzęcia i zażegnanie niebezpieczeństwa.
     Samotny jeździec mijający miasta i wsie gromadził wszędzie gapiów i ciekawskich, którzy pytali o cel podróży i robili sobie zdjęcia na tle konia. Niemal każdy zaskoczony był niezwykłym wyczynem, tym bardziej, że dokonała go samotnie filigranowa dziewczyna.

    - Ludzie byli bardzo przyjaźni, przyjmowali mnie serdecznie – opowiada Urszula – Natrafiałam po drodze na wsie, w których nie ma koni. Dzieci oglądały moją Dagmarę jak największe dziwo. Znając stan okolicznych dróg, nie raz pomogły w wyborze właściwej trasy, bo zdarzyło mi się zbłądzić i wtedy czułam się jak przysłowiowy Don Kichot. Jechałam na azymut kierując się słońcem, mapą i zegarkiem.
    Pani Urszula jest mężatką i ma kilkuletnią córeczkę. Zapytana jak przyjęła ten szalony pomysł rodzina, odpowiedziała, że nie odbyło się bez „walki”.
     - Jestem wdzięczna mężowi, że w końcu zaufał mi i zaakceptował wyprawę. Było to ryzyko i ogromne wyzwanie, bo mimo, iż znam swojego konia, zawsze jest on tajemnicą. Nie wiadomo, co może zrobić zwierzę i czego się można po nim spodziewać. Podróż w siodle była wielkim sprawdzianem dla mnie i mojej klaczy, która egzamin zdała na szóstkę z plusem. Nasz wyczyn to również zachęta do uprawiania jeździectwa, a dla władz samorządowych podsunięcie pomysłu do stworzenia końskich szlaków po Polsce.- powiedziała Urszula Ginszt.

Jolanta Zachaj


 

Urząd Miasta Hajnówka  17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444