Ilość odsłon:
4516 Data publikacji:
2007-09-28 |
W siodle przez świat
|
Tydzień trwała
podróż na koniu z Hajnówki do Suchedniowa w Górach
Świętokrzyskich. Trasę około 400 km w siodle przebyła Urszula
Ginszt, która jak twierdzi, zamiłowanie do jazdy na koniach
otrzymała w genach od dziadka Zygmunta Słowika, ułana
polskiego wojska. |
Pomysł
na niezwykłą podróż narodził się przed dwoma laty podczas obozu
jeździeckiego w Jodłówce. Fascynaci sportu w siodle planowali
wówczas stworzenie szlaku końskiego, który połączyłby nizinę z
górami. Śmiałkiem, który jako pierwszy odważył się samotnie
przetrzeć trasę była 32-letnia hajnowianka Urszula Ginszt. Niemały
wyczyn człowieka jak również jego konia wzbudził wielkie uznanie
nie tylko w kręgach jeździeckich, ale również wśród wszystkich,
którzy zetknęli się podczas podróży z Ulą i Dagmarą.
- Myśl o przebyciu takiej trasy nakręcała mnie od samego początku –
mówi Urszula Ginszt – Po obozie wszyscy zapomnieli o pomyśle, a ja
się do niego konsekwentnie przygotowywałam. Moją klacz Dagmarę,
którą mam od 5 lat, odpowiednio trenowałam i uczyłam. Nie było to
łatwe, bo koń również musi mieć predyspozycje do pokonywania długich
dystansów. Moje 10 – letnie doświadczenie w jeździectwie
zaprocentowało i sprawdziło się podczas treningów oraz podróży.
Trasa, która prowadziła prze 3 województwa pokonywana była etapami
o długości 40-60 km. Noclegi jeźdźcowi oraz koniowi zorganizowały
poszczególne oddziały Polskiego Związku Hodowców Koni. Droga
pokonywana w większości kłusem prowadziła poboczami szos, jak
również mało uczęszczanymi trasami przez lasy, pola i łąki.
- Najgorsze były ruchliwe i pełne rozpędzonych tirów jezdnie. Huk
wielkiej, przejeżdżającej blisko ciężarówki potrafi przestraszyć
człowieka, a co dopiero odczuwa zwierzę wychowane na wsi. Moja
Dagmara trzymała się dzielnie, bo ma do mnie wielkie zaufanie. Ale
pod koniec podróży przydarzyło jej się wpaść w stres i stracić
panowanie nad emocjami. Poniosła mnie około 200 m galopując wzdłuż
szosy. Znajomość końskiej psychiki pozwoliła mi na opanowanie
zwierzęcia i zażegnanie niebezpieczeństwa.
Samotny jeździec mijający miasta i wsie gromadził
wszędzie gapiów i ciekawskich, którzy pytali o cel podróży i robili
sobie zdjęcia na tle konia. Niemal każdy zaskoczony był niezwykłym
wyczynem, tym bardziej, że dokonała go samotnie filigranowa
dziewczyna.
- Ludzie byli bardzo przyjaźni, przyjmowali mnie serdecznie –
opowiada Urszula – Natrafiałam po drodze na wsie, w których nie ma
koni. Dzieci oglądały moją Dagmarę jak największe dziwo. Znając stan
okolicznych dróg, nie raz pomogły w wyborze właściwej trasy, bo
zdarzyło mi się zbłądzić i wtedy czułam się jak przysłowiowy Don
Kichot. Jechałam na azymut kierując się słońcem, mapą i zegarkiem.
Pani Urszula jest mężatką i ma kilkuletnią córeczkę. Zapytana
jak przyjęła ten szalony pomysł rodzina, odpowiedziała, że nie
odbyło się bez „walki”.
- Jestem wdzięczna mężowi, że w końcu zaufał mi i
zaakceptował wyprawę. Było to ryzyko i ogromne wyzwanie, bo mimo, iż
znam swojego konia, zawsze jest on tajemnicą. Nie wiadomo, co może
zrobić zwierzę i czego się można po nim spodziewać. Podróż w siodle
była wielkim sprawdzianem dla mnie i mojej klaczy, która egzamin
zdała na szóstkę z plusem. Nasz wyczyn to również zachęta do
uprawiania jeździectwa, a dla władz samorządowych podsunięcie
pomysłu do stworzenia końskich szlaków po Polsce.- powiedziała
Urszula Ginszt.
Jolanta Zachaj
Urząd
Miasta Hajnówka 17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444
|