Tak go wychowali
Antoni Kosidło przyjechał do Hajnówki wraz z żoną i
sześciorgiem dzieci na początku lat 20. Na Lubelszczyźnie, gdzie
się urodził, wychowano go w tradycjach narodowo-patriotycznych,
które zawsze starał się przekazać swojej rodzinie. Z zawodu cieśla,
z dużym powodzeniem budował w Hajnówce domy i sklepy, zapewniając
licznej rodzinie stabilność i dobrobyt.
- Na ulicy Wierobieja do dziś stoi drewniany budynek, jakby pomnik
po dziadku, bo to on go budował – wspomina Sławomir Kosidło, wnuk
Antoniego – Kiedyś nazywała się to Spółdzielnia Chłopska, teraz też
mieszczą się tam sklepy. Dziadek był znanym budowniczym
przedwojennej Hajnówki.
Od początku w ruchu oporu
Okupacja niemiecka zastała Antoniego Kosidło w nowym,
dużym domu, który dzielił z rodzinami synów i córek. Żadne z nich,
nigdy nie miało zamiaru podporządkować się hitlerowskim rządom.
Zakazane radio, które umieścili w piecu tak, aby można było go
słuchać, było początkiem ich pierwszej konspiracyjnej działalności.
Później, niemal całą rodziną rozpowszechniali w mieście frontowe i
polityczne wiadomości. Po donosach kolaborantów i rewizji, podczas
której nic nie znaleziono, Antoni wraz z synami trafił do
niemieckiego aresztu, skąd skatowanych prawie do nieprzytomności,
wypuszczono ich na wolność. Po tym fakcie rozpoczęli organizowanie w
Hajnówce prawdziwej grupy ruchu oporu. W kryjówce pod podłogą, do
której wchodziło się przez piec, znalazł miejsce każdy, kto
potrzebował schronienia do konspiracyjnej pracy. Był to również
tajny magazyn broni, z radiem, maszyną do pisania z powielaczem i
zapasami lekarstw. Wzmożony terror, obserwacje domu przez tajnych
agentów i donosy sprawiły, iż bracia Jan i najmłodszy Józef, po
aresztowaniach i kolejnych ucieczkach zaczęli walczyć w regularnych
oddziałach partyzanckich AK.
Przyszli nocą
- 13 września Niemcy otoczyli dom dziadków i wtargnęli do
niego około 22.00 – wspomina moment aresztowania Krystyna Marzjan,
wówczas 10 – letnie dziecko – Mieszkaliśmy obok, a moi rodzice nie
uczestniczyli w konspiracji, zbyt się bali. Dom dziadka posiadał
tajemne przejścia, którym uciekli ukrywający się tam wujkowie Jan i
Józef. Wszystkich pozostałych razem z sześciorgiem dzieci w wieku od
dwóch do dziesięciu lat, zabrano na policję. Był płacz, krzyk,
panika. Dorośli szlochając żegnali się. Później przez kilka dni
nosiłam z mamą dla aresztowanej rodziny na policję jedzenie. Kiedy
przyniosłyśmy dzieciom paltka, o które prosiła ciocia, więzienie
miało otwarte okna, bo się wietrzyło. Było puste. Esesman od
niechcenia burknął „ już im tego nie potrzeba”. A ludzie mówili, że
w nocy słychać było w lesie strzały.
Miejsce kaźni
Przy wielkim dole, wykopanym w lesie, 17 września
zgromadzono oprócz rodziny Kosidłów jeszcze kilkudziesięciu
hajnowian. Obejmujące się w rozpaczy rodziny, matki tulące maleńkie
dzieci, kobiety w zaawansowanej ciąży – wszyscy stali zamarłą z
przerażenia gromadą. Kiedy padł pierwszy ogień strzałów, nie każdej
z ofiar kule przyniosły szybką śmierć. Uciekające w panice dzieci i
rannych zabijano wprost uderzeniami kolb karabinów. Wielki dół,
który już od roku oprawcy zapełniali kolejnymi ofiarami, po
makabrycznej rzezi, pokryła następna warstwa ciał.
Nie ma już domu, ale jest ulica
Pusty dom przy ulicy Słonecznej, który pozostawili pomordowani, po
wojnie rozebrano. Lecz czas nigdy nie zatarł w pamięci ocalałych
Kosidłów bólu i rozpaczy po tragicznych wydarzeniach.
- Ojciec nigdy się z tym nie pogodził i nie umiał sobie wytłumaczyć
rzezi małych dzieci – mówi Sławomir Kosidło, syn ocalałego Józefa –
Kiedy zginęła rodzina, mając 19 lat, pozostał w lesie do końca wojny
walcząc w partyzantce AK.
Donosiciela, który przyczynił się do śmierci rodziny,
zdemaskowano zaraz po zakończeniu okupacji Hajnówki. Według
ocalałych członków rodziny był nim mieszkający w bliskiej okolicy
człowiek o nazwisku Fomienko. Prawdopodobnie po orzeczeniu winy
przez sąd, wykonano na nim wyrok śmierci. Zamordowanych i
zagrzebanych w lesie ekshumowano w 1948 roku i przeniesiono do
grobów na pobliskich cmentarzach. Dla uczczenia pamięci poległej
rodziny, w latach 60. władze miasta nadały jednej z ulic Hajnówki
nazwę Kosidłów.
Jolanta Zachaj