Home

Ilość odsłon: 3573   Data publikacji:  2006-10-03

Czy tylko zastępcza?

   

Elżbietę i Andrzeja zastałem przy remoncie sutereny, w której zostaną urządzone: kuchnia, jadalnia i pralnia. Na podwórzu przywitał mnie pięcioletni Adam, który w trakcie rozmowy bawił się w pobliżu, dwuipółletni Michał spał w tym czasie w pokoju dziecinnym.

   Z Elżbietą i Andrzejem rozmawia Tadeusz Topolski.

- Co było powodem podjęcia przez państwo decyzji o zostaniu rodziną zastępczą?

Andrzej: - Pierwsze, nieśmiałe myśli na ten temat pojawiły się już dość dawno. Żona prowadziła zakład cukierniczy i często przekazywała słodycze do Domu Dziecka w Białowieży. To przy okazji kontaktów z tamtymi dziećmi narodziła się myśl przygarnięcia dzieci nie posiadających normalnych rodzin. Wstępna decyzja o tym, że przyjmiemy do domu obce dzieci zapadła w 2001 roku.

- Jaka była reakcja własnych, kilkunastoletnich wówczas dzieci?

Andrzej: - Początkowo to właśnie niechęć naszych dzieci do faktu, że będą tu przebywały obce dzieci spowodowała zwłokę w podjęciu ostatecznej decyzji. Owszem, uważały one za potrzebne pomaganie dzieciom pozbawionym opieki rodzicielskiej, ale opowiadały się za inną formą pomocy.

- Sądzę, że przez te kilkanaście lat wytworzyły strefy własnej intymności i bały się je utracić.

Andrzej: - Bardzo możliwe, w każdym razie nasze zapały zostały chwilowo ostudzone. Minęły chyba dwa lata, w telewizji obejrzeliśmy program o dzieciach potrzebujących pomocy wskazujący jednocześnie pewien ważny problem – brak rodzin mogących zapewnić im opiekę. Tak się złożyło, że w tym samym mniej więcej czasie dowiedzieliśmy się o kursie dla rodzin chcących opiekować się dziećmi czy to w formie adopcji, czy jako rodzina zastępcza. Skontaktowaliśmy się z panią Prusinowską z PCPR, zostaliśmy zapisani na kurs i ukończyliśmy go. Posiadanie świadectwa ukończenia kursu nie obliguje, ale jest jednym z warunków utworzenia rodziny zastępczej. W lutym 2003 roku zgłosiliśmy do Ośrodka Adopcyjnego w Białymstoku chęć przyjęcia dzieci do rodziny zastępczej.

- Rozumiem, że decyzja została podjęta jednomyślnie?

Andrzej: - Tak, wtedy już wszyscy byliśmy zgodni w tej sprawie, również dzieci. Zresztą najstarszy syn studiował w Białymstoku, młodszy też szykował się do pójścia w świat, więc dom stawał się aż nazbyt przestronny. Tu pewnie pana zaskoczę, ale okazało się, że urzędnicy nie są przychylnie nastawieni do nowych form opieki nad dziećmi.

- Chyba nie zaskoczył mnie pan, zresztą za chwilę okaże się, czy moje domysły są słuszne, jeśli wyjaśni mi pan kogo miał na myśli mówiąc „urzędnicy”.

Andrzej: - Nie uzyskaliśmy żadnej pomocy ze strony Wojewódzkiego Ośrodka Adopcyjnego natomiast poinformowano nas, że takich dzieci nie ma – byliśmy tym bardzo zaskoczeni. Wobec tego nawiązaliśmy kontakt z Pogotowiem Opiekuńczym w Wasilkowie prowadzonym przez siostry zakonne i tam poznaliśmy 12 – letnią Kamilę, która przebywała u nas przez wakacje. Po tym czasie sąd zlecił przeprowadzenie psychologicznych badań dziewczynki i członków naszej rodziny, mających ustalić, czy została nawiązana właściwa więź. Po analizie badań, przy równoczesnym wystąpieniu ojca dziewczynki o przyznanie mu ponownie prawa do wychowywania dziecka sąd uznał, że odpowiedniejszym opiekunem dziecka będzie ojciec; później zresztą okazało się, że decyzja była nietrafna.

- Jakie były dalsze losy Kamili?

Andrzej: - Wróciła do domu dziecka.

- Wracając do sprawy utrudniania przekazywania dzieci do rodzin zastępczych – z czego to wynika?

Andrzej: - Moim zdaniem istnieje taka obawa, że powstanie zbyt dużo rodzin zastępczych, zawodowych i stracą pracę pedagodzy z domów dziecka – stąd niechęć ośrodków adopcyjnych do przekazywania dzieci.

- Dokładnie to samo pomyślałem.

Andrzej: - Ta tendencja będzie się rozwijała, ale nie wszystkie dzieci trafią do rodzin zastępczych; są pewne uwarunkowania, które to uniemożliwiają lub znacznie ograniczają: wiek, utrwalone negatywne nawyki. Szkoda, że nie wszystkie dzieci mogą znaleźć się w rodzinach, ale jest to szansa, którą należy maksymalnie wykorzystać w stosunku do dzieci najmłodszych. Dom dziecka nie ma wyboru, musi przyjąć wszystkie dzieci skierowane przez sąd, natomiast rodziny maja tu większą swobodę. Niestety, wokół rodzin zastępczych narosła zła fama i mówi się o nich, że robią to dla pieniędzy. Jest to bzdura totalna – zarabiać na tym nie ma szans.

- O to też chciałem zapytać – czy względy materialne odgrywały u państwa rolę przy podejmowaniu decyzji o utworzeniu rodziny zastępczej?

Andrzej: - Nie. Jednym z wymogów stawianych rodzinom zastępczym jest posiadania odpowiednich warunków materialnych.

- Mimo wszystko proponuję nieco inne spojrzenie na tą sprawę – przede wszystkim należy odrzucić wstyd, że otrzymuje się za to pieniądze; przecież wciąż powtarza się, że należy godziwie wynagradzać nauczycieli, a rodzic zastępczy to taki szczególny nauczyciel, do pełnoletniości i dłużej. Z drugiej strony każda praca wykonywana bez zamiłowania może stać się udręką, a w takiej dziedzinie jak wychowanie dzieci – cudzych dzieci – kierowanie się motywacjami finansowymi może doprowadzić do fatalnych w skutkach pomyłek. Zyski jednak są i to znaczne, ale po stronie budżetu i społeczeństwa; jak mówił podczas sesji RP Paweł Szymaniuk, kierownik PCPR, o ile na dziecko w rodzinie zastępczej płaci się od 300 do 1100 zł, o tyle w domu dziecka znacznie więcej.

Andrzej: - Od 2300 do 4500 zł. Na Michałka w Domu Małego Dziecka w Białymstoku przypadałoby 3800 zł.

Elżbieta: - Ważne jest jeszcze jedno – dziecko w rodzinie zastępczej ma ciągłą opiekę, a w domu dziecka – nie.

Andrzej: - Pojawia się natomiast problem powiedzenia dzieciom we właściwym czasie o tym, że mają jeszcze mamę i tatę; pewnie będzie to trudne i nie możemy przewidzieć ich reakcji. Na rozprawie sądowej nie chcieliśmy zresztą odbierać matce praw rodzicielskich, przystaliśmy na ograniczenie praw.

- Sądzę, że takie stawianie sprawy jest uczciwsze niż przy adopcji, kiedy dziecko żyje w przekonaniu, że wychowują je rodzice – nie używam określenia biologiczni, ponieważ dziecko nie operuje takimi pojęciami – i nagle, w zupełnie nieodpowiednim momencie dowiaduje się od kogoś „życzliwego”, że jest dzieckiem adoptowanym. Tymczasem, jeżeli regułą stanie się wychowywanie dzieci w rodzinach zastępczych, zawodowych i rodzinnych domach dziecka powszechność sytuacji sprawi, że te dzieci będą traktowane jak dzieci z rodzin naturalnych.
Nie mieli państwo obaw, że sobie nie poradzicie?

Elżbieta: - Nie, strach pojawił się wtedy, kiedy jechaliśmy do dzieci, strach przed pierwszym spotkaniem, przed ich reakcją – zwłaszcza, że wszystko odbyło się tak nagle.

Andrzej: - Wpierw były odmowy, zwlekania, a tu prawie z dnia na dzień – trzeba przyznać, że bardzo pomogła nam dyrektor Nastaj z PCPR w Łęcznej.

Elżbieta: - W Białymstoku nic nam nie wyszło, przez rok nasze dokumenty leżały w Ośrodku Adopcyjnym, nie otrzymaliśmy żadnego telefonu choćby z zapytaniem, czy nie zmieniliśmy decyzji; brak było jakiegokolwiek zainteresowania.
Tuż przed Nowym Rokiem w Telewizji Białystok wyemitowano apel o zajęcie się dwójką chłopców, z których jeden jest niepełnosprawny. Obejrzałam tylko końcówkę programu, ale zdążyłam zapisać numer telefonu. Następnego dnia zatelefonowałam do pani Nastaj i umówiliśmy się na spotkanie. Pojechaliśmy do Łęcznej w czasie prawosławnych świąt, odbyliśmy rozmowę, zostawiliśmy dokumenty i podpisaliśmy wstępne porozumienie.

Andrzej: - Wiedzieliśmy o tym, że rozważano oddanie Michała do adopcji, a Adama do domu dziecka, ponadto nauczeni dotychczasowym doświadczeniem żadnych nadziei nie mieliśmy...

Elżbieta: - ...i nikomu nic nie mówiliśmy, trzymaliśmy wszystko w tajemnicy.

Andrzej: - Z rozmowy wynikało, że sprawa może zostać sfinalizowana gdzieś w czerwcu, lipcu, tymczasem w lutym odbyła się rozprawa sądowa i niedługo po niej otrzymałem telefon od pani Nastaj, że należy przyjechać i natychmiast zabrać dzieci.

Elżbieta: - Dzieci podróż zniosły bardzo dobrze, a w domu zachowywały się tak, jakby były u siebie.

Andrzej: - Michał przykleił się do mnie i tak już zostało do dziś. Pierwszą noc spędziliśmy jak zające pod miedzą, nasłuchując każdego szmeru, a one przespały spokojnie całą noc.

- Jak wyglądały te pierwsze dnie, tygodnie?

Andrzej: - Były bardzo trudne. To, o czym uczą na kursie, to tylko teoria, tu była rzeczywistość. Było ciężko, ale jakoś przetrwaliśmy najtrudniejsze chwile. Przy własnych dzieciach pomagałem żonie niewiele, teraz było zupełnie inaczej. Adama, który jest niepełnosprawny trzeba było uczyć wymawiać słowa, załatwiać potrzeby fizjologiczne – nawet tego nie potrafił. Półtora miesiąca trwało, zanim nauczyliśmy go siadać na nocniku; za nic nie chciał tego robić, ale w końcu dopięliśmy swego.

Elżbieta: - Musieliśmy to zrobić – zbliżało się lato i nie mogliśmy ciągle zakładać mu pampersów. Teraz sam załatwia potrzeby fizjologiczne, nas tylko o tym informuje.

Andrzej: - Adam nie potrafił nic: jeść, pić, mówić; jedyne słowo, które wymawiał niezbyt wyraźnie to było „mama”. Z Michałem było łatwiej, on uczył się sam, jak każde zdrowe, rozwijające się dziecko, natomiast Adam wymagał nieustannej uwagi.

Elżbieta: - Adam żyje we własnym świecie, z którego trzeba go wyciągać i wciąż na nowo uczyć. Widać jednak, że niektóre rzeczy zapamiętuje; niedawno przyszedł do nas pewien pan, a Adam podszedł do niego i wskazując palcem, rozkrzyczał się – chodziło o to, że Adam po wejściu do domu zdjął buciki, a ten pan butów nie zdjął.
Bardzo ważne jest, że dzieci zostały zaakceptowane przez nasze rodziny: babcie, ciocie, wujkowie, wszyscy oni są rodziną Adama i Michała.

Andrzej: - Należymy też do stowarzyszenia „Uśmiech dziecka”, do którego należą inne rodziny zastępcze, spotykamy się, rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia.

- W jakiej wysokości są świadczenia z PCPR?

Elżbieta: - Na Michała otrzymujemy 930 zł, a na Adama 1 300 zł, jako że jest on niepełnosprawny.

- W Hajnówce zapewne wielu uzna, że jest to dużo.

Andrzej: - Powiem tak: jest to dużo, dopóki dzieci są małe, ale wraz z dorastaniem stawki są obniżane. Sądzę, że zostało to pomyślane pod kątem domów dziecka, gdzie małe dzieci wymagają większej opieki, ale w rodzinie środki finansowe potrzebne na utrzymanie małego dziecka są mniejsze i wzrastają wraz z wiekiem. Rozmawiałem z rodzicami mającymi starsze dzieci i mówią oni, że otrzymywana kwota jest wystarczająca do czasu rozpoczęcia przez dzieci nauki w szkole średniej; później zaczyna brakować, a jeżeli dziecko kształci się dalej i do tego poza Hajnówka, to nie ma o czym mówić. Przykładowo na Michała będzie wtedy przypadało ok. 480 zł miesięcznie. Całkiem niedawno syn studiował w Białymstoku i trzeba było wydać znacznie więcej.

- Proszę opowiedzieć, jak wyglądała adaptacja w rodzinie.

Andrzej: - Początkowe kłopoty wynikały z tego powodu, że musieliśmy się poznać: oni – nas i przede wszystkim my – ich. Przykładowo trzeba było znaleźć przyczynę płaczu Michała i okazało się, że Adam go gryzie.

Elżbieta: - Przedtem było widoczne, że Misiek boi się Adama, ale teraz, kiedy nabrał pewności, nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać, potrafi oddać i Adam przestał go zaczepiać.

- A w kontaktach z innymi dziećmi?

Andrzej: - Kiedy jesteśmy na placu zabaw to Michał jest początkowo nieufny, bada sytuację i do zabawy wciąga się powoli.

Elżbieta: - Adam zachowuje się odmiennie, dla niego nie ma obcych, wszyscy są swoi.

Andrzej: - Spotykamy się czasem z tak wyrażanym stwierdzeniem: „Wzięliście na wychowanie obce dzieci, co z nich wyrośnie?” Na to nie ma prostej odpowiedzi, ale czy z góry wiadomo, co wyrośnie z własnych dzieci?

- Co w takim razie mogliby państwo powiedzieć tym, którzy myślą o utworzeniu rodziny zastępczej?

Andrzej: - To musi być bardzo przemyślana decyzja i dopóki są jakiekolwiek wątpliwości – należy poczekać. Tylko posiadanie stuprocentowej pewności co do słuszności podejmowanej decyzji pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile.

- Myślę, że ważna jest świadomość faktu, że rodzina zastępcza jest formułą prawną, natomiast tworzy się prawdziwą rodzinę.

Elżbieta: - Oczywiście, traktujemy chłopców jak własne dzieci.

Andrzej: - Jest jeszcze jedna sprawa, moim zdaniem bardzo ważna: dzieci przyjmowane do rodziny powinny być wychowywane w takiej wierze, w jakiej zostały ochrzczone; jeżeli komuś mogłoby to sprawić kłopot, niech weźmie to pod uwagę przy wyborze dzieci.

Dziękuję za rozmowę.     

(O problemach związanych z dziećmi opuszczonymi – tradycyjnymi i nowymi sposobami pomocy oferowanymi przez państwo i społeczeństwo można przeczytać w papierowym wydaniu październikowej Gazety Hajnowskiej).


Urząd Miasta Hajnówka  17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444