Czy tylko zastępcza?
|
|
Elżbietę i Andrzeja zastałem przy remoncie sutereny, w której
zostaną urządzone: kuchnia, jadalnia i pralnia. Na podwórzu
przywitał mnie pięcioletni Adam, który w trakcie rozmowy bawił się w
pobliżu, dwuipółletni Michał spał w tym czasie w pokoju dziecinnym. |
Z Elżbietą i Andrzejem rozmawia
Tadeusz Topolski.
- Co było powodem podjęcia przez państwo
decyzji o zostaniu rodziną zastępczą?
Andrzej: - Pierwsze, nieśmiałe myśli na
ten temat pojawiły się już dość dawno. Żona prowadziła zakład
cukierniczy i często przekazywała słodycze do Domu Dziecka w
Białowieży. To przy okazji kontaktów z tamtymi dziećmi narodziła się
myśl przygarnięcia dzieci nie posiadających normalnych rodzin.
Wstępna decyzja o tym, że przyjmiemy do domu obce dzieci zapadła w
2001 roku.
- Jaka była reakcja własnych,
kilkunastoletnich wówczas dzieci?
Andrzej: - Początkowo to właśnie niechęć
naszych dzieci do faktu, że będą tu przebywały obce dzieci
spowodowała zwłokę w podjęciu ostatecznej decyzji. Owszem, uważały
one za potrzebne pomaganie dzieciom pozbawionym opieki
rodzicielskiej, ale opowiadały się za inną formą pomocy.
- Sądzę, że przez te kilkanaście lat
wytworzyły strefy własnej intymności i bały się je utracić.
Andrzej: - Bardzo możliwe, w każdym
razie nasze zapały zostały chwilowo ostudzone. Minęły chyba dwa
lata, w telewizji obejrzeliśmy program o dzieciach potrzebujących
pomocy wskazujący jednocześnie pewien ważny problem – brak rodzin
mogących zapewnić im opiekę. Tak się złożyło, że w tym samym mniej
więcej czasie dowiedzieliśmy się o kursie dla rodzin chcących
opiekować się dziećmi czy to w formie adopcji, czy jako rodzina
zastępcza. Skontaktowaliśmy się z panią Prusinowską z PCPR,
zostaliśmy zapisani na kurs i ukończyliśmy go. Posiadanie świadectwa
ukończenia kursu nie obliguje, ale jest jednym z warunków utworzenia
rodziny zastępczej. W lutym 2003 roku zgłosiliśmy do Ośrodka
Adopcyjnego w Białymstoku chęć przyjęcia dzieci do rodziny
zastępczej.
- Rozumiem, że decyzja została podjęta
jednomyślnie?
Andrzej: - Tak, wtedy już wszyscy
byliśmy zgodni w tej sprawie, również dzieci. Zresztą najstarszy syn
studiował w Białymstoku, młodszy też szykował się do pójścia w
świat, więc dom stawał się aż nazbyt przestronny. Tu pewnie pana
zaskoczę, ale okazało się, że urzędnicy nie są przychylnie
nastawieni do nowych form opieki nad dziećmi.
- Chyba nie zaskoczył mnie pan, zresztą za
chwilę okaże się, czy moje domysły są słuszne, jeśli wyjaśni mi pan
kogo miał na myśli mówiąc „urzędnicy”.
Andrzej: - Nie uzyskaliśmy żadnej pomocy
ze strony Wojewódzkiego Ośrodka Adopcyjnego natomiast poinformowano
nas, że takich dzieci nie ma – byliśmy tym bardzo zaskoczeni. Wobec
tego nawiązaliśmy kontakt z Pogotowiem Opiekuńczym w Wasilkowie
prowadzonym przez siostry zakonne i tam poznaliśmy 12 – letnią
Kamilę, która przebywała u nas przez wakacje. Po tym czasie sąd
zlecił przeprowadzenie psychologicznych badań dziewczynki i członków
naszej rodziny, mających ustalić, czy została nawiązana właściwa
więź. Po analizie badań, przy równoczesnym wystąpieniu ojca
dziewczynki o przyznanie mu ponownie prawa do wychowywania dziecka
sąd uznał, że odpowiedniejszym opiekunem dziecka będzie ojciec;
później zresztą okazało się, że decyzja była nietrafna.
- Jakie były dalsze losy Kamili?
Andrzej: - Wróciła do domu dziecka.
- Wracając do sprawy utrudniania
przekazywania dzieci do rodzin zastępczych – z czego to wynika?
Andrzej: - Moim zdaniem istnieje taka
obawa, że powstanie zbyt dużo rodzin zastępczych, zawodowych i
stracą pracę pedagodzy z domów dziecka – stąd niechęć ośrodków
adopcyjnych do przekazywania dzieci.
- Dokładnie to samo pomyślałem.
Andrzej: - Ta tendencja będzie się
rozwijała, ale nie wszystkie dzieci trafią do rodzin zastępczych; są
pewne uwarunkowania, które to uniemożliwiają lub znacznie
ograniczają: wiek, utrwalone negatywne nawyki. Szkoda, że nie
wszystkie dzieci mogą znaleźć się w rodzinach, ale jest to szansa,
którą należy maksymalnie wykorzystać w stosunku do dzieci
najmłodszych. Dom dziecka nie ma wyboru, musi przyjąć wszystkie
dzieci skierowane przez sąd, natomiast rodziny maja tu większą
swobodę. Niestety, wokół rodzin zastępczych narosła zła fama i mówi
się o nich, że robią to dla pieniędzy. Jest to bzdura totalna –
zarabiać na tym nie ma szans.
- O to też chciałem zapytać – czy względy
materialne odgrywały u państwa rolę przy podejmowaniu decyzji o
utworzeniu rodziny zastępczej?
Andrzej: - Nie. Jednym z wymogów
stawianych rodzinom zastępczym jest posiadania odpowiednich warunków
materialnych.
- Mimo wszystko proponuję nieco inne
spojrzenie na tą sprawę – przede wszystkim należy odrzucić wstyd, że
otrzymuje się za to pieniądze; przecież wciąż powtarza się, że
należy godziwie wynagradzać nauczycieli, a rodzic zastępczy to taki
szczególny nauczyciel, do pełnoletniości i dłużej. Z drugiej strony
każda praca wykonywana bez zamiłowania może stać się udręką, a w
takiej dziedzinie jak wychowanie dzieci – cudzych dzieci –
kierowanie się motywacjami finansowymi może doprowadzić do fatalnych
w skutkach pomyłek. Zyski jednak są i to znaczne, ale po stronie
budżetu i społeczeństwa; jak mówił podczas sesji RP Paweł Szymaniuk,
kierownik PCPR, o ile na dziecko w rodzinie zastępczej płaci się od
300 do 1100 zł, o tyle w domu dziecka znacznie więcej.
Andrzej: - Od 2300 do 4500 zł. Na
Michałka w Domu Małego Dziecka w Białymstoku przypadałoby 3800 zł.
Elżbieta: - Ważne jest jeszcze jedno –
dziecko w rodzinie zastępczej ma ciągłą opiekę, a w domu dziecka –
nie.
Andrzej: - Pojawia się natomiast problem
powiedzenia dzieciom we właściwym czasie o tym, że mają jeszcze mamę
i tatę; pewnie będzie to trudne i nie możemy przewidzieć ich
reakcji. Na rozprawie sądowej nie chcieliśmy zresztą odbierać matce
praw rodzicielskich, przystaliśmy na ograniczenie praw.
- Sądzę, że takie stawianie sprawy jest
uczciwsze niż przy adopcji, kiedy dziecko żyje w przekonaniu, że
wychowują je rodzice – nie używam określenia biologiczni, ponieważ
dziecko nie operuje takimi pojęciami – i nagle, w zupełnie
nieodpowiednim momencie dowiaduje się od kogoś „życzliwego”, że jest
dzieckiem adoptowanym. Tymczasem, jeżeli regułą stanie się
wychowywanie dzieci w rodzinach zastępczych, zawodowych i rodzinnych
domach dziecka powszechność sytuacji sprawi, że te dzieci będą
traktowane jak dzieci z rodzin naturalnych.
Nie mieli państwo obaw, że sobie nie poradzicie?
Elżbieta: - Nie, strach pojawił się
wtedy, kiedy jechaliśmy do dzieci, strach przed pierwszym
spotkaniem, przed ich reakcją – zwłaszcza, że wszystko odbyło się
tak nagle.
Andrzej: - Wpierw były odmowy,
zwlekania, a tu prawie z dnia na dzień – trzeba przyznać, że bardzo
pomogła nam dyrektor Nastaj z PCPR w Łęcznej.
Elżbieta: - W Białymstoku nic nam nie
wyszło, przez rok nasze dokumenty leżały w Ośrodku Adopcyjnym, nie
otrzymaliśmy żadnego telefonu choćby z zapytaniem, czy nie
zmieniliśmy decyzji; brak było jakiegokolwiek zainteresowania.
Tuż przed Nowym Rokiem w Telewizji Białystok wyemitowano apel o
zajęcie się dwójką chłopców, z których jeden jest niepełnosprawny.
Obejrzałam tylko końcówkę programu, ale zdążyłam zapisać numer
telefonu. Następnego dnia zatelefonowałam do pani Nastaj i
umówiliśmy się na spotkanie. Pojechaliśmy do Łęcznej w czasie
prawosławnych świąt, odbyliśmy rozmowę, zostawiliśmy dokumenty i
podpisaliśmy wstępne porozumienie.
Andrzej: - Wiedzieliśmy o tym, że
rozważano oddanie Michała do adopcji, a Adama do domu dziecka,
ponadto nauczeni dotychczasowym doświadczeniem żadnych nadziei nie
mieliśmy...
Elżbieta: - ...i nikomu nic nie
mówiliśmy, trzymaliśmy wszystko w tajemnicy.
Andrzej: - Z rozmowy wynikało, że sprawa
może zostać sfinalizowana gdzieś w czerwcu, lipcu, tymczasem w lutym
odbyła się rozprawa sądowa i niedługo po niej otrzymałem telefon od
pani Nastaj, że należy przyjechać i natychmiast zabrać dzieci.
Elżbieta: - Dzieci podróż zniosły bardzo
dobrze, a w domu zachowywały się tak, jakby były u siebie.
Andrzej: - Michał przykleił się do mnie
i tak już zostało do dziś. Pierwszą noc spędziliśmy jak zające pod
miedzą, nasłuchując każdego szmeru, a one przespały spokojnie całą
noc.
- Jak wyglądały te pierwsze dnie, tygodnie?
Andrzej: - Były bardzo trudne. To, o
czym uczą na kursie, to tylko teoria, tu była rzeczywistość. Było
ciężko, ale jakoś przetrwaliśmy najtrudniejsze chwile. Przy własnych
dzieciach pomagałem żonie niewiele, teraz było zupełnie inaczej.
Adama, który jest niepełnosprawny trzeba było uczyć wymawiać słowa,
załatwiać potrzeby fizjologiczne – nawet tego nie potrafił. Półtora
miesiąca trwało, zanim nauczyliśmy go siadać na nocniku; za nic nie
chciał tego robić, ale w końcu dopięliśmy swego.
Elżbieta: - Musieliśmy to zrobić –
zbliżało się lato i nie mogliśmy ciągle zakładać mu pampersów. Teraz
sam załatwia potrzeby fizjologiczne, nas tylko o tym informuje.
Andrzej: - Adam nie potrafił nic: jeść,
pić, mówić; jedyne słowo, które wymawiał niezbyt wyraźnie to było
„mama”. Z Michałem było łatwiej, on uczył się sam, jak każde zdrowe,
rozwijające się dziecko, natomiast Adam wymagał nieustannej uwagi.
Elżbieta: - Adam żyje we własnym
świecie, z którego trzeba go wyciągać i wciąż na nowo uczyć. Widać
jednak, że niektóre rzeczy zapamiętuje; niedawno przyszedł do nas
pewien pan, a Adam podszedł do niego i wskazując palcem, rozkrzyczał
się – chodziło o to, że Adam po wejściu do domu zdjął buciki, a ten
pan butów nie zdjął.
Bardzo ważne jest, że dzieci zostały zaakceptowane przez nasze
rodziny: babcie, ciocie, wujkowie, wszyscy oni są rodziną Adama i
Michała.
Andrzej: - Należymy też do
stowarzyszenia „Uśmiech dziecka”, do którego należą inne rodziny
zastępcze, spotykamy się, rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia.
- W jakiej wysokości są świadczenia z PCPR?
Elżbieta: - Na Michała otrzymujemy 930
zł, a na Adama 1 300 zł, jako że jest on niepełnosprawny.
- W Hajnówce zapewne wielu uzna, że jest to
dużo.
Andrzej: - Powiem tak: jest to dużo,
dopóki dzieci są małe, ale wraz z dorastaniem stawki są obniżane.
Sądzę, że zostało to pomyślane pod kątem domów dziecka, gdzie małe
dzieci wymagają większej opieki, ale w rodzinie środki finansowe
potrzebne na utrzymanie małego dziecka są mniejsze i wzrastają wraz
z wiekiem. Rozmawiałem z rodzicami mającymi starsze dzieci i mówią
oni, że otrzymywana kwota jest wystarczająca do czasu rozpoczęcia
przez dzieci nauki w szkole średniej; później zaczyna brakować, a
jeżeli dziecko kształci się dalej i do tego poza Hajnówka, to nie ma
o czym mówić. Przykładowo na Michała będzie wtedy przypadało ok. 480
zł miesięcznie. Całkiem niedawno syn studiował w Białymstoku i
trzeba było wydać znacznie więcej.
- Proszę opowiedzieć, jak wyglądała
adaptacja w rodzinie.
Andrzej: - Początkowe kłopoty wynikały z
tego powodu, że musieliśmy się poznać: oni – nas i przede wszystkim
my – ich. Przykładowo trzeba było znaleźć przyczynę płaczu Michała i
okazało się, że Adam go gryzie.
Elżbieta: - Przedtem było widoczne, że
Misiek boi się Adama, ale teraz, kiedy nabrał pewności, nie pozwoli
sobie w kaszę dmuchać, potrafi oddać i Adam przestał go zaczepiać.
- A w kontaktach z innymi dziećmi?
Andrzej: - Kiedy jesteśmy na placu zabaw
to Michał jest początkowo nieufny, bada sytuację i do zabawy wciąga
się powoli.
Elżbieta: - Adam zachowuje się
odmiennie, dla niego nie ma obcych, wszyscy są swoi.
Andrzej: - Spotykamy się czasem z tak
wyrażanym stwierdzeniem: „Wzięliście na wychowanie obce dzieci, co z
nich wyrośnie?” Na to nie ma prostej odpowiedzi, ale czy z góry
wiadomo, co wyrośnie z własnych dzieci?
- Co w takim razie mogliby państwo
powiedzieć tym, którzy myślą o utworzeniu rodziny zastępczej?
Andrzej: - To musi być bardzo
przemyślana decyzja i dopóki są jakiekolwiek wątpliwości – należy
poczekać. Tylko posiadanie stuprocentowej pewności co do słuszności
podejmowanej decyzji pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile.
- Myślę, że ważna jest świadomość faktu, że
rodzina zastępcza jest formułą prawną, natomiast tworzy się
prawdziwą rodzinę.
Elżbieta: - Oczywiście, traktujemy
chłopców jak własne dzieci.
Andrzej: - Jest jeszcze jedna sprawa,
moim zdaniem bardzo ważna: dzieci przyjmowane do rodziny powinny być
wychowywane w takiej wierze, w jakiej zostały ochrzczone; jeżeli
komuś mogłoby to sprawić kłopot, niech weźmie to pod uwagę przy
wyborze dzieci.
Dziękuję za rozmowę.
(O problemach związanych z dziećmi opuszczonymi
– tradycyjnymi i nowymi sposobami pomocy oferowanymi przez państwo i
społeczeństwo można przeczytać w papierowym wydaniu październikowej
Gazety Hajnowskiej).