Andrzej Wilczyński urodził się 16 lutego 1945 r. w Parczewie. Studia
ukończył w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Bydgoszczy. Do Hajnówki
przyjechał wraz z rodziną w 1978 r. z Paczkowa, gdzie pracował w
zakładach maszynowych na stanowisku gł. technologa. Objęcie w 1989
r. stanowiska dyrektora naczelnego Hamechu, było dla niego wielkim
wyzwaniem, tym trudniejszym, że były to niezwykle niekorzystne czasy
dla istnienia zakładów państwowych.
Andrzej Wilczyński na targach w Poznaniu
Hajnowskie Zakłady Maszynowe przetrwały pod
kierownictwem Andrzeja Wilczyńskiego okres powszechnej likwidacji
tego typu przedsiębiorstw. Mimo sukcesów, w swoich działaniach nie
zawsze był rozumiany przez załogę. Jego nowatorskie jak na owe czasy
pomysły dotyczące powszechnej komputeryzacji firmy, modernizacji
parku maszynowego czy wprowadzania nowoczesnej technologii,
wzbudzały często protesty pracowników obawiających się utraty pracy.
Tylko konsekwencja i upór dyrektora pozwalały na wcielanie w życie
najbardziej kontrowersyjnych pomysłów. Swoim wielkim zapałem do
pracy potrafił zarazić wszystkich pracowników. Jego bardzo wysokie
wymagania, szczególnie wobec wyższej kadry technicznej,
niejednokrotnie doprowadzały do spięć. Ale teraz, z perspektywy
czasu, wielu przyznaje racje jego pomysłom i ponadczasowym poglądom.
Dyrektor Wilczyński, jak wspominają go podwładni, potrafił znaleźć
się na każdym stanowisku pracy. Umiał obsługiwać większość maszyn i
dobrze orientował się w prawie każdej czynności wykonywanej przez
pracowników zarówno produkcyjnych jak i administracji. Było go pełno
wszędzie.
- Był człowiekiem, który umiał wyjść do ludzi na produkcji –
mówi Roman Sadokierski, w ZM Hamech przewodniczący NSZZ „Solidarnośc”
– Posiadał wiele energii i ciepła. Mimo, iż był bardzo twardym
szefem w wymaganiach wobec pracowników, był czuły na biedę i ludzkie
nieszczęścia. Zawsze można było zwrócić się do niego o pomoc.
Pomagał nie tylko udzielając zapomóg pieniężnych najbardziej
potrzebującym, ale często też wspierał radą. Jako pierwsi w okolicy
stworzyliśmy wspólnie układ zbiorowy pracy z dużą korzyścią dla
pracowników. Mieliśmy nagrody jubileuszowe, różne premie, czasem
podwyżki. Dyrektor był osobą, która myślała ciągle o rozwoju firmy.
Czasem pracownicy buntowali się, kiedy wydawał pieniądze na drogie
technologie i maszyny, ale teraz wszyscy wiemy jak bardzo potrzebne
były takie zakupy. Powtarzał nam często: „Nas nie stać na tanie
rzeczy, stać nas na rzeczy dobre”. To, co robił, zaprocentowało.
Andrzej Wilczyński z zamiłowania mechanik, za młodu wahał
się, jaki kierunek studiów wybrać. Był też humanistą, z czym również
przez pewien czas wiązał swoją przyszłość. Pisał wiersze, piękną
prozę, zachwycał najbliższych romantycznymi, robionymi przez siebie
zdjęciami okolicznych pejzaży. Za studenckich czasów dzięki
zdolnościom organizacyjnym i wielkiemu poczuciu humoru był królem
Juwenaliów oraz wodzirejem każdej zabawy.
- Andrzej miał mnóstwo cech nietypowych dla człowieka
techniki – mówi Krystyna Wiczyńska, małżonka – Planował studiowanie
polonistyki. Oprócz poezji lubił kino, literaturę, był świetnie
obeznany ze sztuką. Doskonale grał w szachy. Jego największą pasją
był jednak praca. Zawsze czuliśmy się w domu na drugim planie.
Wszystko, co dla zakładu, było najważniejsze. Mimo, iż dbał o
rodzinę i niczego nam nie brakowało, nasze życie okupione było
wielkim stresami. Żyliśmy wszyscy Hamechem i problemami pracowników.
Wiem, że w taki sposób, ja również zapracowywałam na sukcesy męża.
Był bardzo zdziwiony i do końca nie wierzył, że dotknęła go tak
straszna choroba. Kiedy zrozumiał, że musi zaprzestać pracy,
powiedział, że bez tego zakładu nie chce żyć. Pracował do ostatnich
dni.
- Śmiertelna choroba zabrała go prawie z zakładu - mówi Jan
Kot, kierownik kadr ZM Hamech – Do końca był z ludźmi i ze swoja
pracą. Będziemy go zawsze pamiętać jako osobę o wesołym
usposobieniu, lubiącą spotkania z ludźmi, dyskusje, opowiadanie
dowcipów i zabawy na zakładowych imprezach. Nasze rozgrywane
zakładowe mecze piłki nożnej, wspólne wyprawy na ryby i ogniska,
zawsze wzbudzały wiele wspomnień i wesołości. Pamiętamy też jak
bardzo przykładał uwagę do jakości pracy na każdym szczeblu. Jego
zrealizowane plany i inwestycje procentują do dziś. Gdyby żył, na
pewno cieszyłby się bardzo, że zakład, który był dla niego
wszystkim, wciąż istnieje i się rozwija. W naszej pamięci pozostanie
zawsze jako przyjaciel wszystkich pracowników.
JZ