Pędzel zrobiłem z końskiego ogona
|
|
Z okazji 25 - lecia „Solidarności” w Oddziale
Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku 19.08. otworzono wystawę
Solidarność, bohaterowie i wydarzenia w plastyce nieprofesjonalnej,
na której znalazło się kilkanaście obrazów Stanisława Żywolewskiego,
malarza z Hajnówki. |
Z artystą rozmawia
Tadeusz Topolski.
Tadeusz Topolski: - Skąd pochodzą obrazy, które są na wystawie?
Stanisław Żywolewski: - Obrazy te wypożyczono z Państwowego Muzeum
Podlaskiego – w swoich zbiorach posiada ono ponad sto moich obrazów.
Wszystkie zostały zakupione
przez Muzeum?
Tak, w latach 1989 – 1993. Zwolniłem się z pracy, żeby je
namalować. Jak do tego doszło? Zaczęło się od tego, że
zdobyłem pierwszą nagrodę na Przeglądzie Sztuki Nieprofesjonalnej w
Białymstoku w 1989 roku.
A malować zacząłeś od kiedy?
Zacząłem malować w roku 1986...
...chwilę, zbytnio wszystko skracasz. Opowiedz o tym najwcześniejszym malowaniu.
To było jeszcze w
dzieciństwie, w szkole podstawowej. Uwielbiałem rysować, jak
wszystkie dzieci, i okazało się, że mam talent.
Czy pamiętasz, co wtedy rysowałeś?
Oczywiście, że pamiętam. Do SP nr 1 poszedłem w 1949 roku, były to
tzw. czasy stalinowskie. Szybko stałem się etatowym rysownikiem
klasowym i na potrzeby różnych uroczystości – a było ich niemało –
rysowałem portrety Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina – wielkiej
czwórki. Z rysunków i polskiego byłem prymusem, reszta przedmiotów
szła mi z oporami. Rysowałem też portrety uczonych do gabinetu
fizyki i chemii. Po ukończeniu podstawówki poszedłem do nauki
zawodu. Gdzie i jakiego zawodu się uczyłeś? Była to
przyzakładowa szkoła zawodowa przy PSS – jestem mistrzem rzeźnictwa
i masarstwa, chociaż początkowo planowałem uczyć się stolarstwa, to
kolega namówił mnie do zmiany decyzji, a powodem były względy
finansowe – w tej szkole uczniom płacono znacznie więcej.
W rysowaniu miałeś przerwę.
W zasadzie tak, właściwie to wstydziłem się nawet tych
umiejętności, ale moi koledzy, a zwłaszcza koleżanki pamiętali o
nich i zwracali się z prośbą o namalowanie np. laurki.
Wstydziłeś się? No wiesz, kawaler, a głupoty ma w głowie. W
ukryciu wciąż jednak coś kopiowałem; wtedy wychodził u nas Ogoniok,
takie kolorowe pismo, z wkładką z obrazami Szyszkina i ja to
kopiowałem. Czasem były to postacie Lenina, Stalina w plenerze –
typowy socrealizm, ale świetny technicznie.
Ciągle używałeś
ołówka?
Nie, nie tylko, już w podstawówce malowałem też
akwarelami, miałem również pierwsze próby malowania olejami. To
dość niezwykłe, opowiedz, jak do tego doszło. Byłem uczniem
takim, wiesz... ...niezbyt dobrze ułożonym? O właśnie,
chodziłem na wagary, zwłaszcza w środy – to był w Hajnówce dzień
targowy. Wybierałem się na rynek, który znajdował się obok
Czworaków, przy ul. Wyzwolenia (obecnie Piłsudskiego – TT) i
zajmował teren od ulicy po las. Chodziłem tam nie bez powodu –
zależało mi na oglądaniu wystawianych na sprzedaż obrazów. Były one
namalowane na lnianym płótnie, czasem barwionym na czarno. Czasami
płótno bywało zamalowane całe, czasem były to kwiaty, pawie na
czarnym tle.
Z lat 50. pamiętam domokrążców oferujących obrazy przedstawiające
jelenia na rykowisku, lub łabędzie na stawie.
Tak, właśnie tego rodzaju obrazy mam na myśli.
Czy były malowane w taki sam sposób jak w malarstwie
sztalugowym?
Wstydziłem się zapytać o to sprzedających obrazy; z
tego co wiem teraz to były malowane na luźnym płótnie, najwyżej
usztywnionym krochmalem. Najbardziej podobały mi się w nich czyste,
żywe kolory. Do dziś pamiętam taki obraz: rzeka z przerzuconą kładką
i Anioł Stróż prowadzący drogą dziecko.
Opowiedz w takim razie o swojej pierwszej malarskiej próbie.
Tak mnie to zakręciło, że też zechciałem namalować piękny, kolorowy
obraz, taki, żeby czerwień się jarzyła, a błękit dawał po oczach.
Malowanie olejnymi farbami wydawało mi się wówczas szczytem sztuki.
Pojechałem do Białegostoku, poszedłem na Sienny Rynek i kupiłem tam
farby. Wybierałem je bez żadnej wiedzy, chodziło mi głównie o
odpowiednie kolory. Skąd miałeś na to pieniądze? Szperałem,
gdzie tylko się dało, zbierałem butelki, złom i w ten sposób
uskładałem potrzebną sumę. Podciągnąłem matce kawałek lnianego
płótna i zabrałem się do malowania.
Zaraz, zaraz, malowanie to również pędzle!
Ojciec miał konia, więc pędzle zrobiłem z końskiego ogona.
Namalowałem wtedy trzech muszkieterów – akurat w kinie leciał taki
film i zapadł mi on w pamięć. Jak wyglądało to od strony
technicznej? Przypiąłem płótno pineskami do stołu i malowałem, a
farby przesączały się przez płótno, zanim zastygły.
Byłeś zadowolony ze swojego dzieła?
Bardzo.
Pokazałeś je komuś?
Nie, wieszałem je na ścianie, podziwiałem, a jak już znudziło mi
się, to chowałem.
A dalej?
Skończyłem podstawówkę, zdobyłem zawód, rozpocząłem pracę, zacząłem
zarabiać pieniądze i w głowie miałem zupełnie coś innego. Kupiłem
motocykl, mogłem wozić nim dziewczyny, były zabawy, czyli dechy –
swoje malarskie próby traktowałem jako niegodne prawdziwego
mężczyzny.
Wiadomość z ostatniej chwili: wystawa
Solidarność, bohaterowie i wydarzenia w sztuce nieprofesjonalnej
pojechała do Brukseli.
(Dokończenie rozmowy w listopadowym
numerze GH).
JZ
Reprodukcja obrazu Stanisława Żywolewskiego - awers zaproszenia na
wystawę w Muzeum Narodowym w Gdańsku z okazji 25 - lecia
Solidarności.
Urząd
Miasta Hajnówka 17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444