Home

Ilość odsłon: 5014   Data publikacji:  2005-10-27

Pędzel zrobiłem z końskiego ogona

    Z okazji 25 - lecia „Solidarności” w Oddziale Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku 19.08. otworzono wystawę Solidarność, bohaterowie i wydarzenia w plastyce nieprofesjonalnej, na której znalazło się kilkanaście obrazów Stanisława Żywolewskiego, malarza z Hajnówki.

    Z artystą rozmawia Tadeusz Topolski.

  Tadeusz Topolski: - Skąd pochodzą obrazy, które są na wystawie?
  Stanisław Żywolewski: - Obrazy te wypożyczono z Państwowego Muzeum Podlaskiego – w swoich zbiorach posiada ono ponad sto moich obrazów.

   Wszystkie zostały zakupione przez Muzeum?
   Tak, w latach 1989 – 1993. Zwolniłem się z pracy, żeby je namalować.
Jak do tego doszło? Zaczęło się od tego, że zdobyłem pierwszą nagrodę na Przeglądzie Sztuki Nieprofesjonalnej w Białymstoku w 1989 roku.

  A malować zacząłeś od kiedy?
  Zacząłem malować w roku 1986...

  ...chwilę, zbytnio wszystko skracasz. Opowiedz o tym najwcześniejszym malowaniu.
  To było jeszcze w dzieciństwie, w szkole podstawowej. Uwielbiałem rysować, jak wszystkie dzieci, i okazało się, że mam talent.

   Czy pamiętasz, co wtedy rysowałeś?
   Oczywiście, że pamiętam. Do SP nr 1 poszedłem w 1949 roku, były to tzw. czasy stalinowskie. Szybko stałem się etatowym rysownikiem klasowym i na potrzeby różnych uroczystości – a było ich niemało – rysowałem portrety Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina – wielkiej czwórki. Z rysunków i polskiego byłem prymusem, reszta przedmiotów szła mi z oporami. Rysowałem też portrety uczonych do gabinetu fizyki i chemii. Po ukończeniu podstawówki poszedłem do nauki zawodu.
Gdzie i jakiego zawodu się uczyłeś? Była to przyzakładowa szkoła zawodowa przy PSS – jestem mistrzem rzeźnictwa i masarstwa, chociaż początkowo planowałem uczyć się stolarstwa, to kolega namówił mnie do zmiany decyzji, a powodem były względy finansowe – w tej szkole uczniom płacono znacznie więcej.

   W rysowaniu miałeś przerwę.
   W zasadzie tak, właściwie to wstydziłem się nawet tych umiejętności, ale moi koledzy, a zwłaszcza koleżanki pamiętali o nich i zwracali się z prośbą o namalowanie np. laurki.
Wstydziłeś się? No wiesz, kawaler, a głupoty ma w głowie. W ukryciu wciąż jednak coś kopiowałem; wtedy wychodził u nas Ogoniok, takie kolorowe pismo, z wkładką z obrazami Szyszkina i ja to kopiowałem. Czasem były to postacie Lenina, Stalina w plenerze – typowy socrealizm, ale świetny technicznie.

  Ciągle używałeś ołówka?
   Nie, nie tylko, już w podstawówce malowałem też akwarelami, miałem również pierwsze próby malowania olejami.
To dość niezwykłe, opowiedz, jak do tego doszło. Byłem uczniem takim, wiesz... ...niezbyt dobrze ułożonym? O właśnie, chodziłem na wagary, zwłaszcza w środy – to był w Hajnówce dzień targowy. Wybierałem się na rynek, który znajdował się obok Czworaków, przy ul. Wyzwolenia (obecnie Piłsudskiego – TT) i zajmował teren od ulicy po las. Chodziłem tam nie bez powodu – zależało mi na oglądaniu wystawianych na sprzedaż obrazów. Były one namalowane na lnianym płótnie, czasem barwionym na czarno. Czasami płótno bywało zamalowane całe, czasem były to kwiaty, pawie na czarnym tle.

  Z lat 50. pamiętam domokrążców oferujących obrazy przedstawiające jelenia na rykowisku, lub łabędzie na stawie.
  Tak, właśnie tego rodzaju obrazy mam na myśli.

   Czy były malowane w taki sam sposób jak w malarstwie sztalugowym?
  Wstydziłem się zapytać o to sprzedających obrazy; z tego co wiem teraz to były malowane na luźnym płótnie, najwyżej usztywnionym krochmalem. Najbardziej podobały mi się w nich czyste, żywe kolory. Do dziś pamiętam taki obraz: rzeka z przerzuconą kładką i Anioł Stróż prowadzący drogą dziecko.

   Opowiedz w takim razie o swojej pierwszej malarskiej próbie.
   Tak mnie to zakręciło, że też zechciałem namalować piękny, kolorowy obraz, taki, żeby czerwień się jarzyła, a błękit dawał po oczach. Malowanie olejnymi farbami wydawało mi się wówczas szczytem sztuki. Pojechałem do Białegostoku, poszedłem na Sienny Rynek i kupiłem tam farby. Wybierałem je bez żadnej wiedzy, chodziło mi głównie o odpowiednie kolory.
Skąd miałeś na to pieniądze? Szperałem, gdzie tylko się dało, zbierałem butelki, złom i w ten sposób uskładałem potrzebną sumę. Podciągnąłem matce kawałek lnianego płótna i zabrałem się do malowania.

    Zaraz, zaraz, malowanie to również pędzle!
    Ojciec miał konia, więc pędzle zrobiłem z końskiego ogona. Namalowałem wtedy trzech muszkieterów – akurat w kinie leciał taki film i zapadł mi on w pamięć.
Jak wyglądało to od strony technicznej? Przypiąłem płótno pineskami do stołu i malowałem, a farby przesączały się przez płótno, zanim zastygły.

   Byłeś zadowolony ze swojego dzieła?
   Bardzo.

   Pokazałeś je komuś?
   Nie, wieszałem je na ścianie, podziwiałem, a jak już znudziło mi się, to chowałem.

   A dalej?
   Skończyłem podstawówkę, zdobyłem zawód, rozpocząłem pracę, zacząłem zarabiać pieniądze i w głowie miałem zupełnie coś innego. Kupiłem motocykl, mogłem wozić nim dziewczyny, były zabawy, czyli dechy – swoje malarskie próby traktowałem jako niegodne prawdziwego mężczyzny.
 

Wiadomość z ostatniej chwili: wystawa Solidarność, bohaterowie i wydarzenia w sztuce nieprofesjonalnej pojechała do Brukseli.

 (Dokończenie rozmowy w listopadowym numerze GH).

JZ


Reprodukcja obrazu Stanisława Żywolewskiego - awers zaproszenia na wystawę w Muzeum Narodowym w Gdańsku z okazji 25 - lecia Solidarności.


Urząd Miasta Hajnówka  17-200 Hajnówka ul. Zina 1
tel. 0 prefix 85 6822180, 6826444